niedziela, 10 kwietnia 2016

Niebo płacze razem ze mną...

Witam wszystkich w tę deszczową niedzielę! (Deszczowa jest u mnie, podobnie jak sobota...) W każdym razie, dziś deszcz idealnie oddaje mój nastrój. A to dlatego, że właśnie dziś skończyłam trylogię Diabelskie Maszyny, autorstwa Cassandry Clare. Ktoś słyszał? Mam nadzieję!

                               

Pewnie część z Was się zastanawia, o czym właśnie piszę. A zna ktoś serię Dary Anioła, tej samej autorki? No, to to jest prequel. O czym jest? Postaram się Wam opowiedzieć. Nastoletnia Tessa Gray przyjeżdża z Nowego Jorku do Londynu w czasach wiktoriańskich. Jednak list od brata okazuje się być podstępem i Tessa zostaje porwana. Przypadkiem ratuje ją dwóch młodzieńców: Will Herondale i Jem Carstairs. Okazują się być Nocnymi Łowcami (pół ludźmi i pół aniołami, rasą stworzoną przez anioła do walki z demonami). Zabierają ją do Instytutu w Londynie, czyli jednej z siedzib Nocnych Łowców. No i dzieją się różne rzeczy i okazuje się, że... No dobra, aż tylu spoilerów nie dam. Generalnie główny zły, Mortmain, chce dorwać Tessę, by ukończyć swoje dzieło, Diabelskie Maszyny - androidy sterowane przez demony, których przeznaczeniem jest zniszczenie Nocnych Łowców (of course!).

No, opis średni, ale w tym stanie emocjonalnym na więcej mnie nie stać. Bo ta seria roztrzaskała moje biedne serduszko na miliard kawałeczków i JAK JA MAM JE TERAZ ZŁOŻYĆ W CAŁOŚĆ?! No, w każdym razie wszystko przez mojego ulubionego bohatera, Jema. I przy okazji przez Willa i Tessę. Przez epilog. Przez narkotyk (w książce! ale to dość skomplikowane, a nie chcę zdradzać za wiele, bo może ktoś chce to przeczytać!). I dlatego pogoda idealnie oddaje mój nastrój. Pada, niebo płacze razem ze mną. Trochę tandetnie, ale jak inspirująco!

A jeszcze dochodzą moje głęboko uśpione masochistyczne skłonności i zamiast sobie obejrzeć radosną komedię czy pooglądać śmieszne filmiki o kotach, dokończyłam piątą część Darów... I fragment, w którym główna bohaterka odnajduje książkę i widzi, że jest na niej napisane wyblakłym atramentem "Nareszcie z nadzieją, William Herondale"... Niby nic, gdyby nie fakt, że TEGO SAMEGO DNIA cały ten list schowany w tej książce przeczytałam w Mechanicznej Księżniczce... Ogólnie, smutno mi trochę z tego powodu. A, żeby dobić się jeszcze bardziej, w kółko słucham nie najgorszej w sumie, ale też nie najlepszej piosenki napisanej właśnie pod kątem Diabelskich Maszyn... Chcecie? Macie! O, proszę! Tutaj! Tak na marginesie, tekst chyba się tyczy relacji Tessa/Jem, ale wolę o nim myśleć jak o relacji Will/Jem...

No! Koniec smucenia! Książki są świetne! I jeżeli jesteście gotowi na to, że Wasze serce też może się strzaskać w drobny mak, to gorąco polecam! Gorąco!

A pożegnam się z Wami tym obrazkiem:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz