sobota, 19 marca 2016

,,To były tylko żarty...''

Hej, to znowu ja! Jak Wam minął ten tydzień? Mam nadzieję, że dobrze. I że nikt nie zapomniał o Waszych zamówieniach w knajpie czy coś ^^

Od razu przejdę rzeczy. Ostatnio coraz częściej słyszy się o bardzo niepokojącym zjawisku. I nie mówię tu o tym, że dzieci za dużo grają na komputerze. Mówię o czymś poważnym, czego być może wielu z Was doświadczyło osobiście lub się z tym zetknęło (nie życzę tego nikomu). O czym mówię? Zaraz wyjaśnię, ale najpierw obejrzyjcie, proszę, filmik, który znalazłam jakiś czas temu w sieci.


Co to jest bullying, czy też po naszemu znęcanie się? Najkrócej mówiąc, jest to psychiczne lub/i fizyczne wyżywanie się na drugiej osobie. Jego odmianą jest ,,cyber bullying'', czyli, np. celowe obraźliwe komentowanie czyichś zdjęć. Więcej o tym możecie przeczytać tutaj. Proszę Was teraz, żebyście zastanowili się porządnie i przypomnieli sobie, czy nie było czasu, że pisaliście o kimś w internecie okropnych rzeczy. Czy nie wyzywaliście kogoś regularnie. Albo czy nie byliście świadkami, jak jakaś grupka bije jakąś samotną osobę, śmiejąc się wniebogłosy.

Czemu o tym piszę? Bo to jest nie w porządku, zwłaszcza że mam wrażenie, że często zamiata się ten problem pod dywan. U mnie w szkole na WDŻ regularnie mówiło się o miłości, przyjaźni, niebezpieczeństwach związanych ze znajomościami online, ale pamiętam dokładnie jeden raz, gdy poruszono problem znęcania się w szkole. Był to wykład, który dawał nam policjant. Poza tym chyba nigdy nie poruszono tego tematu, a jeśli już, to sporadycznie i powierzchownie.

Więc tak: w szkołach udaje się, że problemu nie ma. Ale kiedy się okaże, że jakiś uczeń się zabił, bo właśnie znęcają się nad nim w jakiś sposób, to wszyscy reagują: "O MATKO, DLACZEGO NIC NIKOMU NIE POWIEDZIAŁ?!". A no właśnie dlatego: bo nie mówi się, że to jest złe, że to duży problem i że nie jest sam. Ale niech już sam powie nauczycielowi. Co zrobi nauczyciel? Zrobi klasie pogadankę, niemalże wytykając poszkodowanego palcem, a takie coś może jeszcze pogorszyć sytuację.

Dlatego mówię teraz do wszystkich - jeżeli jesteś ofiarą, powiedz komuś. Niekoniecznie nauczycielowi, ale komukolwiek, kto w jakiś sposób może udzielić Wam wsparcia. Jeżeli jesteś tym, co się znęca, to PRZESTAŃ. Chyba że chcesz zostać mordercą. Tak, jeżeli doprowadzisz kogoś do samobójstwa, to jesteś mordercą. Albo może nawet kimś gorszym. Jeżeli jesteś nauczycielem, który ma ucznia z problemami, to pomóż mu, ale tak, żeby nie zaszkodzić. Jeżeli jesteś zwykłym, przeciętnym świadkiem czegoś takiego, to wyciągnij pomocną dłoń do takiej osoby, bo możesz uratować jej życie.

Och, i jeszcze jedno. Jeżeli się nad kimś znęcasz, i on coś sobie zrobi, to słowa "to były tylko żarty", to tak. To by FANTASTYCZNY żart. Tak fantastyczny, że komuś stała się krzywda...

*Przy pracy pomagała Natura

niedziela, 13 marca 2016

Wspomnienia z życia więziennego - Zabiłam

To już ja! Wróciłam bo kryzysie twórczym i egzystencjalnym! I powiem Wam, że czasem przerwa jest potrzebna! (Mam nadzieję, że Natura Was nie zabiła albo coś!) Postaram się ograniczyć tego typu zaginięcia, ale (jak to w życiu bywa) pewnie zdarzą się niejednokrotnie. Dlatego dziękuję z całego serca Naturze, że w tym ciężkim czasie godnie mnie zastąpiła!

No, a teraz do rzeczy - Zabiłam. Nie, ja nikogo nie zabiłam. O czym mówię? Mówię o tym: 


Dostałam tę książkę na imieniny, już jakiś czas temu. Nosiłam ją ze sobą wszędzie. Czytałam ją nawet na niektórych lekcjach. Szło mi powoli, aczkolwiek każde słowo chłonęłam. Po prostu. Byłam... Oczarowana to złe słowo, ale mniej więcej tak się czułam, czytając tę książkę. Taka wyprana z emocji, przez co wzbudzająca jeszcze większe. Taka... Szczera. Ale może trochę mniej chaotycznie.

Książka ta to wspomnienia autorki z okresu aresztowania, śledztwa i procesu w sprawie morderstwa Andrzeja G, Autorka i główna bohaterka praktycznie od początku przyznaje się do popełnienia zbrodni. Nie będę zdradzała szczegółów, bo nie jestem tu od tego, żeby spoilerować. Przeczytacie, zobaczycie.

W każdym razie, czego tutaj uświadczyłam: zmanipulowanej, zniszczonej kobiety. Całkiem fascynującej (w mojej opinii, a mnie kryminały fascynują same w sobie) genezy zbrodni, psychiki tej kobiety... Znajdziecie tu obraz więzienia opisany bez żadnego tabu, obraz niezwykłych więzi, które powstały wśród aresztowanych... Różne postacie pracowników więzienia, policjantów, prawników, przestępców drobnych jak i większych.

Jakie wrażenia po tej książce? Powiem tak: chyba nigdy nie przeczytałam bardziej ludzkiej książki. Nie potrafię wskazać tytułu, który tak doskonale pokazuje, że wszędzie są ludzie dobrzy i źli. I tak, można powiedzieć, że przecież ta kobieta mogła próbować wybielić swój wizerunek czy whatever... Ale mnie to przekonało. Trzymało w napięciu. Wciągnęło do świata zakładu w A., zakładu w G. i na salę sądową. Po przeczytaniu tej książki można uwierzyć, że to się wydarzyło naprawdę. I tego będę się trzymać.

No, może nie za długo, może nie na temat, ale JEST! Brakowało mi tego! Do napisania za tydzień!

sobota, 5 marca 2016

Opowieści z księgi Natury



Dzień Dobry raz jeszcze! Nika ma brak weny i czasu, więc powierzyła mi pilotaż nad blogiem! Dodam jeszcze, że planujemy zrobić razem coś hardcorowego, ale... nie możemy wymyśleć co :(

A więc, co dzisiaj będzie? Opowieści! Jakie? Fantasy! Ponieważ ja mam łeb do opowieści i moje zwierzę duchowe to smok, i jeszcze w dodatku w domu mam 3 smoki, a uwielbiam smoki to będą to opowieści o smokach!
#smokolololo

Zanim zacznę, to dodam jeszcze kim są te moje smoki i parę o nich powiem, żeby jakoś ogarnąć te opowieści, bo właśnie te gady są narratorami. A ja po prostu spisałam je. A więc:

Mój zwierz duchowy to Serytian. Jest biały z czarnymi elementami. Co można o nim powiedzieć? Na pewno to, że jest młody: 75 lat. Jak na smoka to mało, bo w ludzkich latach ma 18, czyli jest niewiele ode mnie starszy. I jest bardzo miłym, uczynnym, choć fajtłapowatym smokiem. Ale to tylko pozór, jak się wkurzy, albo na czymś mu zależy to stado słoni go nie powstrzyma!



Drugi gad ze mną mieszkający to Tiaton. Jest wielkim, fioletowo-purpurowym smokiem, również z czarnymi elementami. Ten to jest duuużo starszy niż Serytian - ma równo 5000 lat! Należy do Rady Duchowej - organu składającego się z najstarszych zwierząt duchowych, decydującego o tym, kto zostanie zwierzęciem duchowym i kogo. Tylko, że zanim ktoś stanie się ZD, to musi odpowiednio dużo lat przeżyć. A czemu Serytian ma tyle lat, a jest ZD, to później. Tiaton jest jednym z najmądrzejszych istot w kosmosie: zna całą historię jak własne szpony. I właśnie on jest narratorem większości opowiadań.


Saphira to niebieska smoczyca. Nie mylić z tą smoczycą!


Jak to sama zainteresowana mówiła o swojej podobiźnie z tego filmu:
,,Ktoś chyba powiedział jakiś słaby żart! Jestem niebieska i mam skrzydła z takimi jakby piórami, ale mam inną głowę! Z grzywą! I jakbym miała na to wpływ, to nigdy nie wyklułabym się dla jakiegoś słabego wieśniaka, który nie umie czytać! Nie mówiąc już o służeniu mu, czy pozwoleniu mu dosiąść mojego grzbietu! I czy ja ich zdaniem nie umiem ponieść trzech ludzi?! Jaja se ze mnie robią?!''
Tak więc Saphira jest raczej dumnym i nieco butnym smokiem. Srogim i surowym, to na pewno, ale jak się z nią zaprzyjaźnisz, to jest bardzo miła i łagodna. Ma 3000 lat. I choć tego nie przyzna otwarcie, to flirtuje z Tiatonem. Ale nic jej nie mówcie! Saphira jest silniejsza niż Serytian, więc jak się o tym dowie to rozerwie mnie na strzępy i Serek mi nie pomoże!

Ok, to tyle słowa wstępu. A więc teraz opowiadania. Będą ich 2. Łapcie kapcie i kakao, długie jak cholera to jest! Miłego czytania! W końcu trzeba w narodzie rozwijać ideę czytania!

,,Niekontrolowane Skażenie''


Jak opowiadał Tiaton, w historii smoków zdarzyło się coś, co smoki nazywają ,,Niekontrolowanym skażeniem''.
Jak wiadomo, zostały stworzone przez istoty, które określają się jako ,,Formy Zero'', a przez wszystkie rozumne istoty - ,,arcysmokami'',
gdyż przyjmuje się, że te istoty stworzyły na swoje podobieństwo właśnie znane wszystkim smoki, z tym, że smoki nie są tak doskonałe.
I nic nie byłoby niezwykłego w tym, w końcu według podań ludzkich ludzie też zostali stworzeni na podobieństwo ich Boga. Ale problem u smoków był taki,
że miały pewien wadliwy gen stworzony przez Formy Zero, żeby przetestować, czy ich stworzenia dadzą radę bez ich pomocy sobie poradzić z tym genem i
tym samym poradzić sobie z wszelkimi przeciwnościami kosmosu i innych wymiarów. Gen ten powodował wielką niepłodność u smoków. Skala tego była na tyle
wielka, że na 1000 smoczych jaj, tylko z 15 wykluwały się młode. A były to czasy, gdy smoki
nie były jeszcze tak potężne, nie były nieśmiertelne, żyły tylko 20 wieków. W dodatku, istniały potężniejsze istoty, dla których zabicie smoka nie było
problemem.
Mijały długie lata, smoki próbowały zwalczyć gen, ale były za słabe, nie były wystarczająco mądre by go pokonać. Kolejne pokolenia zaczęły wymierać,
nadzieja powoli zamierała, aż pewna grupa smoków wpadła na nieco szalony pomysł. Szukając leku, odkryły, że gen wprawdzie powoduje częściową
niepłodność, ale TYLKO w kontaktach ze smokami. Odkryły jeszcze jeden gen: powodujący, że smoki mogą się krzyżować z, właściwie każdym ssakiem i mogą
mieć z nimi potomstwo. Pomysł na ratowanie gatunku w ten sposób wydawał się innym szalony. Raz, co mogłoby powstać z takich krzyżówek? Dwa, smoki były
słabe. Ale nie miały za bardzo innego wyjścia, więc musiały spróbować.
Pomysł był szalony, ale smoki zaczęły się krzyżować z innymi gatunkami i z czasem było tych ,,nowych'' smoków bardzo dużo. Więcej niż samych
pełnokrwistych smoków. Powstawały bardzo dziwne mieszańce, konie ze smoczymi skrzydłami, polującymi na inne zwierzęta, gryfy z łuskami zamiast piór i
ze smoczymi skrzydłami, krokodyle umiejące latać i ziejące ogniem, smoki z grzywą zamiast rogów, itp.
Wydawało się, że jest w porządku, że wykiwali
gen, ale po jakimś czasie, liczba mieszańców stała się zbyt duża. Na 1000 smokopodobnych było tylko 2 prawdziwych smoków. Żeby jeszcze było gorzej,
mieszańce zaczęły wysnuwać żądania do smoków, że skoro są z ich krwi i mieszkają na ich ziemi, to powinny dać im więcej praw i traktować ich na równi.
Na równi, czyli lepiej od nich, bo większość ma prawo. Prawdziwych smoków została praktycznie tylko garstka. W końcu zrozumiały, że tamten sposób na
wyleczenie genu był zły, że jeszcze bardziej pogorszyło sytuację, bo wiele smoków wymarło i zostało ich niewiele. Coś jednak trzeba było zrobić,
mieszańców coraz więcej, prawdziwych smoków niewiele, wprawdzie nieco więcej przeżywało niż wtedy gdy zaczęto się krzyżować, ale jednak to dalej
stosunkowo mało. Wten, jeden ze smoków - Alsartion, wystąpił i powiedział to, czego obawiali się inni.
- Żeby wygrać to, musimy się ich pozbyć. Wszystkich tych mieszańców. Inaczej oni nas wchłoną i już nic nie zostanie z naszego gatunku.
Zgodzili się. Prawie wszyscy. Prawie, bo jednak niektórzy mieli sentymenty z powodu, że to ich rodzina. Daleka, chcąca ich zniszczyć, ale jednak rodzina. I tak zaczęło się: smoki stanęły do walki z mieszańcami, kto tylko mógł, tępił je. Ale one również walczyły. Straty po obu stronach były
olbrzymie, ale w końcu, po długich, kilkusetletnich walkach smoki zabiły lub przepędziły wszystkie mieszańce w nieznane strony. To była ciężka walka, nie tylko dlatego, że przeciwnika było dużo więcej, ale również dlatego, że część smoków czuła, że właśnie niszczy jedyną szansę na ratunek ich rasy.
O dziwo, smoki przetrwały to. W tym czasie znacznie się rozwinęły, gdyż musiały poradzić sobie z nieraz silniejszymi mieszańcami, podebrać im zdobycz, zdobyć terytorium. I pomału zaczęły przezwyciężać gen. Aż w końcu, smoczy... naukowcy - jak to można przetłumaczyć ze smoczego języka - odkryli sposób na pozbycie się genu - mechanicznie go usunąć, co wiązałoby się z terapią genową, również długotrwałą i bolesną, ale skuteczną. Kiedy smoki w ten sposób się ,,wyleczyły'' to zwolennicy Asartiona byli za tym, żeby w ten sposób usunąć gen, powodujący rozmnażanie z innymi gatunkami. Przeciwnicy tego pomysłu wywalczyli jednak, żeby genu nie usunąć, a zmodyfikować tak, żeby tylko z gadami takimi jak wiwerny, hydry, krokodyle, czy węże móc się rozmnażać.
Mimo to, smoki nie rozmnażały się z innymi gadami ze strachu aż sytuacja się powtórzy. Dopiero gdy urodził się Tiaton, to wtedy smoki nieśmiało zaczęły się rozmnażać z innymi gadami. Od czasu Niekontrolowanego Skażenia minęło prawie 10 miliardów lat, a Tiaton przyszedł na świat zaledwie 5 000 lat temu. Więc smoki przez tyle czasu bały się krzyżować z innymi. Przez prawie 10 miliardów lat bały się, że sytuacja się powtórzy. To znaczy, według Tiatona to niemożliwe, żeby przez
tyle lat się absolutnie w ogóle nie krzyżowały, więc pewnie się krzyżowały, ale to ukrywały. Przez te 5 tys. lat wiele smoków miało krewnych nie-smoków. Bądź co bądź, smoki jednak mają fioła na punkcie czystości krwi. Traumatyczne wydarzenie spowodowało, że smocze rody podzieliły się na 3 obozy:

- Pierwszy stanowiły smoki, które nie miały nic przeciwko takim krzyżówkom. Po pierwsze, uważały, że i tak krzyżują się z członkami rodziny gadów, a od tamtego czasu się wiele nauczyły i nie powtórzą błędu. Wiele z nich również mają nie-smoki w rodzinie. Jest to stosunkowo mały obóz. Należy do niego Serytian, który jest przykładem smoka, który ma za prapraprababkę smoczą wiwernę - smoka, którego jeden z rodziców był wiwerną.

- Drugi stanowiły smoki, które wprawdzie nie pochwalały krzyżowania się, ale tolerowały smoki, które mają mieszańca w rodzinie, pod warunkiem, że jest
to jeden z dalekich dziadków. Bliższe pokolenia nie wchodziły w grę i są potępiane  i w miarę odizolowane od innych przez nie. Jest to najliczniejszy obóz, do którego należą Saphira i Tiaton.

- Trzeci i ostatni obóz stanowią najsurowsze i najbardziej nietolerancyjne smoki jakie istnieją. Nie tolerują żadnego odbiegu od krwi, nawet najmniejszego. Jeśli jakiś smok ma choćby 1 promil innej krwi niż smoczej jest w najlepszym wypadku wyrzucany z domu, tam, gdzie nie ma żadnej istoty żywej. Normalnie to smoki takie są bezlitośnie mordowane, jako zagrożenie gatunku. Swoje potomstwo wychowują jedynie w czystości krwi i od małego wpajają im, że ten, kto nie ma czystej krwi jest wrogiem. Należał do niego właśnie m:in Alsartion, Oberon, czy Almanegra. Stanowią w miarę liczną grupę.

W normalnych warunkach zapewne ktoś powie, ale jakim cudem one się nie mordują? Pacyfiści (jak inne gatunki nazwały I obóz) nie walczą z mieszańcami,
Niezdecydowani ( II obóz) z jednej strony chcą zniszczyć mieszańce, ale je tolerują, a Naziści (jak to ludzie nazwali III obóz) najchętniej zniszczyliby wszystkich, którzy nie są po ich stronie. Prawda, ale jedyne spoiwo jakie ich trzyma to fakt iż nastały podejrzane czasy i lepiej trzymać gatunek w całości. Dlatego każdy obóz ma swoich 9 przedstawicieli, którzy razem stanowią Zgromadzenie Neutralne. Inna sprawa, że mimo tego, niektóre smoki i tak się nawzajem unicestwiają...

,,Tajemnica Saphiry i Tiatona''

- A więc, Tiatonie, opowiadałeś już o tym jak podzielone są smoki. A jakoś tak... dokładniej? Jakie macie struktury i tym podobne? - Chciałam jakoś zobrazować o co chodzi.
- Hmm... - Wielki smok się zamyślił - Wiem o co ci chodzi. Niech będzie. Tylko przygotuj się, bo długo to będzie się opowiadać. Saphira, chodź. Jakby co dodasz coś od siebie.
- Idę.
Tiaton podchodzi do okna i podziwia nocne miasto. Po chwili bierze głębszy oddech. Domyślam, że to dlatego, iż ciężko mu zacząć opowieść. Ale czemu? Czy coś osobistego spotkało go w tych strukturach? Nie wiem...
- A więc, zacznę od obozu pierwszego. Jak wiesz, Serytian do niego należy...
- Co? Będziesz mi to znowu wypominał?
-Nie! Daj mi skończyć! Obóz pierwszy to wręcz jedna, wielka rodzina, wszyscy o siebie dbają, bla, bla... Tylko, że nie przyznają otwarcie tego, że mają tam szpiegów z obozu trzeciego i, że nie wszystko wygląda tak różowo jak na pierwszy rzut oka. Są w pewien sposób podzieleni. W ich strukturach są dwie rady: Rada Apokrytów i Rada Beaorów.
- Apokryci to inaczej nazywane smoki czystej krwi, a Beorzy to smoki półkrwi.
-Beor? Brzmi nieco jak ,,niedźwiedź'' z ludzkich języków..
- Beor i Apokryt to byli bracia. Tylko, że przyrodni. Beor miał za matkę hydrę, a Apokryt smoczycę. Mieli wspólnego ojca. Jedyny problem był taki, iż kiedy żyli to nie było podziału na obozy. Ale nastąpił i musieli się rozstać. Nie chcieli tego i razem uciekli na tereny zamieszkałe dzisiaj przez mój obóz. Inne smoki ruszyły za nimi, ale nie mogły ich tknąć, gdyż tamte ziemie były niebezpieczne i wszędzie roiło się od różnych groźnych stworzeń, wygnanych przez smoki. Tylko jak miało się coś wspólnego z innym gatunkiem można było się z nimi dogadać i przejść dalej. Tak więc Apokryt i Beor uciekli i mogli żyć tam w spokoju. Przygotowali tam tereny do zamieszkania i wkrótce inni ,,Pacyfiści'' się tam spływali. Te dwie rady są pamiątką tego małego podziału - mruknął Serytian.
- Ale też są znakiem waszego podzielenia... - odparła Saphira - nie możecie się zjednoczyć i tak dzielicie się jak... jak...
- Stany Zjednoczone pod względem tolerancji rasowej? - podsunęłam myśl
- Dokładnie tak! - radośnie oznajmiła błękitnobrzywa
- Wiesz Saphira, dzięki komu mamy ogólnie taki podział?! - zdenerwował się Serytian - Gdyby nie...
-Serytian... do tego dojdziemy potem. - przerwał Tiaton
-Ale!
- POTEM!!!
- Och, no dobrze. - wyraźnie niezadowolony Serytian zwinął się w kłębek i udaje, że śpi
- A więc kontynuując: Obóz I jest podzielony wprawdzie, ale to nie taki podział jak myślisz: są podzieleni tylko po to, by odróżnić kto jest jakiej krwi...
- I tak wygląda to na lekki rasizm - stwierdziłam.
- Ej, wy, ludzie też mieliście coś takiego. Gettami to nazwaliście chyba... - zastanowił się Serytian
-Taaak, ale... to były strefy odizolowania żydów od świata. I tam można było ich zamordować za to, że nie podnieśli spadającego liścia...
- hmm... No to u nas jednak aż tak nie jest... - odparł nieco zawstydzony smok.
- Czy mogę kontynuować? -spytał nieco rozdrażniony tymi przerwami Tiaton.
-Tak, oczywiście. Wybacz za to ciągłe przerywanie - odparłam, widząc wkurzonego trzy-rogiego.
- A więc dalej, są podzieleni według krwi, ale to tylko podzielenie, żeby móc się rozróżnić. A tak traktują się normalnie, jak gdyby nic. I ZANIM SPYTASZ PO JAKĄ CHOLERĘ TO JEST, TO MNIE WYSŁUCHAJ!!! Rada Apokrytów zajmuje się kontaktami z innymi obozami, bo tak jest bezpieczniej niż, żeby Rada Beorów się tym zajmowała. Są służbą dyplomatyczną. A Rada Beorów właśnie zajmuje się innymi ważnymi sprawami. Na czele obozu stoi jeden z członków Rad, wybierany przez nich. I tak wygląda ich struktura.
- A pozostałe obozy? - spytałam.
-Nie ma co o nich mówić - mruknął Serytian.
- Jest, ale żeby zrozumieć coś, to zacznę dalej od obozu trzeciego.
-Czemu nie od drugiego? - spytałam ożywiona. Tiaton widocznie zmarkotniał na to pytanie. Serytian zwinął się bardziej w kłębek, ale baczniej wszystko obserwował, a Saphira schowała łeb za skrzydłem. Czemu tak zareagowali na moje pytanie?
- Od trzeciego zacznę. - odparł stary smok. - Obóz Trzeci, zwany przez was, ludzi, obozem nazistów jest najsurowszy ze wszystkich. Dobrze dobraliście nam nazwę potoczną...
- NAM!? - odparłam zaskoczona, na co Błękitna i Fioletowy zrobili spłoszone miny.
- Chciałem powiedzieć IM! - szybko odpowiedział zakłopotany. - Tylko się przejęzy...
- Daj spokój, staruszku - mruknął Serytian. - Powiedzcie jej. Zasługuje by wiedzieć kto z nią mieszka...
- O co tu chodzi? Saphira? Tiaton? - na moje pytanie oba gady widocznie zesmutniały. Nagle Tiaton powiedział:
- Dobrze, powiem. Ale najpierw wysłuchaj, bo to ważne. W Obozie Trzecim jedną z władz pełnią smoki zwane Egzekutorami lub też Żniwiarzami. Okrutne, bezlitosne, wszędzie gdzie się pojawią, tam jest też śmierć i cierpienie. I często wielu z nich nie patrzy na to, czemu przynoszą ciepienie, tylko patrzą jak wielkie to cierpienie jest. Krótko po podziałach i właściwie teraz też, egzekutorzy mieli wyszukiwać mieszańców w obozie, a czasem i poza nim, i ich unicestwiać. Zajmowali się też mniejszymi sprawami, ale to była działki mniej ważnych. Tam gdzie pojawiał się jakiś ważny Żniwiarz, tam już nie było miejsca na negocjacje i poddanie się. No i...
- Najgorszym z Egzekutorów była Almanegra - przerwała Saphira. - Na co zresztą wskazuje jej imię. Po waszemu znaczy: ,,Pożeracz Dusz''...
- Tak. - kontynuował Tiaton - Ona, jako jeden z niewielu smoków ma tytuł Wielkiego Arcyegzekutora. To oznacza, że może zastępować  Żeronima - przywódcę trzeciego obozu. Wielcy Arcyegzekutorzy zawsze mogli wprawdzie zastąpić Żeronimów, ale póki co, jeszcze żaden nie miał takiej ambicji by realnie to zrobić. A Almanegra niestety ma.
- Czemu więc, nie wiem, nie weźmie udziału w wyborach...? - spytałam.
- Żeronimów się nie wybiera. Znaczy, nie przez  normalne smoki. Wybierają ich starsi egzekutorzy.
Kiedy jeden umiera, następnego dnia jest pogrzeb, kolejnego posiedzienie na którym wybiorą kolejnego, a trzeciego dnia święto z okazji wybrania nowego przywódcy. - odpowiedziała Saphira.
- Tak. Wszystko fajnie, ale może przejdziecie do rzeczy? - wręcz zażądał poirytowany Serytian. Kątem oka dostrzegłam, że wylizywał sobie tylną łapę. Wyglądała... dziwnie. Doszło do mnie w tej chwili, że Serytian zawsze to miejsce na łapie czymś przykrywał i tak nigdy nie widziałam tej łapy.
- Zmierzam do tego, młody - odparł trzy-rogi. - Znamy z Saphirą Almanegrę bardzo dobrze. Jest bezlitosną morderczynią. bez cienia wątpliwości zabiłaby całe rasy, jeśli kwestionowałyby jej władzę. Zawsze była taka. Śmierć i cierpienie było jej miłe, a doprowadzanie ofiar do szaleństwa wręcz narkotykiem. Skazała na śmierć wiele z mieszańców, ale najgorsze chyba jest to, że...
- ... Tiaton? Ale... skąd wy to wszystko o niej? Czy...
- Ech, no dobrze. Olu... Ja i Saphira byliśmy w trzecim obozie. Byliśmy jej pomocnikami...
- POMAGALIŚCIE JEJ MORDOWAĆ SMOKI!? - wykrzyknęłam zszokowana
- Tak, ale nie mieliśmy innego wyjścia... Ta diablica sama wybiera sobie pomocników. A jak się nie zgodzisz, to każe cię zabić, a wcześniej zabić pół twojej rodziny...
- ale jak to? Mówiliście, że nie da się opuścić trzeciego obozu...
-... nie dało się. Aż do pewnego momentu. Widzisz, kiedyś była pewna sprawa. Pewien smok podejrzany o bycie mieszańcem i w dodatku o zamordowanie rodziny jednego z egzekutorów... Almanegra wzięła osobiście udział w tej sprawie. A my razem z nią... poza naszą dwójką była jeszcze jedna smoczyca, Valerie... - nie wiedząc czemu, Serytian wzdrygnął się na jej imię. - patrzyliśmy jak Almanegra torturując doprowadza do szaleństwa tamtego smoka. Podawaliśmy jej kolejne narzędzia, zapisywaliśmy jego zeznania. Twierdził, że nic nie wie, w jego oczach było widać bezgraniczne przerażenie. Ale wierzyliśmy, że jest winny, tylko nie chce się do tego przyznać. Że Almanegra nie torturowałaby niewinnego.
- Tak myśleliśmy. Z każdym rykiem tego smoka, na twarzy tej morderczyni malował się coraz większy uśmiech. A na naszych coraz większy strach. - rzekła Saphira.
- w końcu powiedział co chciała. Skazano go na śmierć. Chociaż tak naprawdę był już skazany na śmierć z chwilą, gdy zawołali do sprawy Almangrę. Potem długo nie dawało nam to spokoju. W dodatku egzekutorzy sprawdzali raz jeszcze, czy wśród smoków jednak nie ma mieszańca. Sprawdzali po spisach DNA. Bo tamten zabity, był uważany za pełnokrwistego, jego rodzina też, więc wszyscy się zdziwili, czemu przegapiono to, że był mieszańcem.
- Egzekutor An-Dar, ten któremu zabito rodzinę żądał tych badań. Zaniepokoiło to nas i zainteresowaliśmy się tym. Znaleźliśmy wyniki. Ten przesłuchiwany... był pełnokrwisty. Almanegra wiedziała to od samego początku, ale i tak go torturowała, i tak skazała go na śmierć. Bo uwielbia zadawać cierpienie. Zabiła niewinnego smoka, lojalnego obywatela naszego obozu. Mało tego, kazała wybić ostatnie 2 pokolenia jego rodziny, że niby od tamtego pokolenia zaczął się ,,brud krwi''. Byliśmy w szoku. Valerie stwierdziła, że nie zostanie tam dłużej. Że jeśli Almanegra dobierze się do szukania mieszańców, to ją zabiją. Wiele razy nie zgadzała się z zaleceniami tego potwora, ale póki co się jej upiekło, bo jej matka była szanowaną przedstawicielką władzy Repartriachów. Chciała uciec, bo przez przypadek odkryła, że jest półkrwi... Valerie to w połowie wąż. Jej ojciec poznał jej matkę jak miała 2 lata i zajął się nimi. Oboje ukryli to bardzo dobrze. Gdyby nie przypadek, nie dowiedziałaby się o tym... tak więc uciekła. Po cichu, nikt nie wiedział o tym, że uciekła. Stwierdziliśmy oboje, że jeśli Valerie jest półkrwi, a wszyscy myśleli, że pełnokrwista, to zaraz znajdą i u nas coś podejrzanego. Nie czekając długo również chcieliśmy uciec, ale po ucieczce Valerie zamknęli granice i nie można było opuścić terenu obozu. Czas gonił, nie wiedzieliśmy co zrobić. Ale okazja nadarzyła się niespodziewanie, bo Almanegra chciała wyruszyć na granice obozu zbadać tajemniczego smoka, który się tam pojawiał... - rozwinęła Saphira. - Wyruszyliśmy jako ochotnicy z nią. Wiedzieliśmy, że ryzyko było wielkie jak diabli, ale nie mieliśmy wyjścia. Jeśli tamta by wyczuła nasze zamiary...
- ale nie wyczuła - przerwał Tiaton. - szukaliśmy go i zobaczyliśmy w oddali. W tym czasie wylądowała z powietrza Almanegra, ale zaplątała się w drzewa Zin-Zoa. Kazała nam go gonić. A więc rzuciliśmy się w pogoń w czasie jak tamtą próbowali rozplątać inni łowczy. Chcieliśmy przebiec za granicę, ale cały czas mieliśmy wrażenie, że patrzą się na nas. Nie mogliśmy smoka dogonić, był za szybki. Ale nagle Saphira potknęła się i uruchomiła pułapkę jaką ktoś zastawił. Pułapka wystrzliła w łapę tamtego, po czym spadł z donośnym hukiem. Ryczał z bólu, prosił żebyśmy go puścili. Ale nagle przyleciała Almanegra...
- i z głośnym śmiechem pochwaliła Saphirę za trafienie tego ,,odmieńca''! - wykrzyknął całkiem obudzony Serytian. Już nie lizał łapy. Odkrył ją całą i pokazał - oto co mam z tamtego czasu! Co zrobiła wiecznie mądra Saphira! - wykrzyknął podchodząc groźnie do Saphiry, na co ona zaczęła się kulić.
- Serytian! Ale jestem pewna, że nie chciała! - próbowałam uspokoić sytuację.
- Pewnie, nie chciała! Ale przez nią ten potwór prawie mnie dorwał! Nie czekając na powrót do miasta, zaczęła łamać mi wszystkie kości, śmiejąc się, że wybrałem złe miejsce na szukanie guza! - Serytian aż trząsł się z nerwów - A potem nie wiadomo skąd wzięła się Valerie, Naratrun i Persival! Persival i Naratrun zaatakowali ją i łowczych, dzięki czemu dali nam czas na ucieczkę. Uciekliśmy, sam nie wiem jak daleko, ale nie zatrzymaliśmy się, póki nie dostaliśmy się na Wielkie Fiordy. Tam czekaliśmy na Naratruna i Persivala. Naratrun wrócił cały, ale Persival... oderwali mu żywcem dwie łapy i pół skrzydła. Naratrun go doniósł na własnym grzbiecie. Razem trafiliśmy do jakiegoś normalnego miasta i tam mu pomogli. Ale będzie kaleką. I jest nią. A Almanegra od tamtego czasu już zawsze na mnie będzie polować. Ona pamięta wszystkie swoje ofiary. - smok był wyraźnie wkurzony.
- Serytian... nie chciałam by tak wyszło. - zaczęła przepraszać Saphira - mówiłam ci to już tysiące razy. Nie miałam wyboru! Ale przecież... wszyscy żyją.
- Tylko jak? - odparł Biały
- Nie kłóćcie się - poprosił Tiaton - i tak nasza rasa jest wystarczająco podzielona. Tak więc, rozstaliśmy się tam, czasem widywaliśmy się nawet. Ja i Saphira przeszliśmy do drugiego obozu, a Valerie do pierwszego. I od tamtego czasu musimy uważać na każdego smoka jakiego spotkamy.
- I taka jest historia struktur smoczych władz - rzekła Saphira - brutalna i nieciekawa.
- Zaraz, zaraz. A co z drugim obozem? Jak jest u nich? - szybko spytałam.
- Powiedziałam: brutalnie i nieciekawie.


To tyle! Jak ktoś to przeczytał to łoł. Normalnie cholernie dużo tego! Ale nie mam siły już na nic innego. Nika napisze za tydzień! Przynajmniej tak mówiła.
PAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!