wtorek, 16 lutego 2016

Jak ze świetnej książki zrobić słaby serial?

Na początek przepraszam za opóźnienie! W niedzielę miałam pisać, ale tak się zajęłam pracą z informatyki (której koniec końców nie umiałam zrobić i jej nie zrobiłam), że zapomniałam! Ale jestem tylko człowiekiem, a errare humanum est, więc... :)

Czy znacie może serię Cassandry Clare "Dary Anioła"? A może widzieliście film "Dary Anioła: Miasto Kości"? A słyszeliście może o nowym serialu "Shadowhunters"? Cóż... Krótkie wprowadzenie: książki są świetne. Nie jest to najambitniejsza literatura, ale bardzo dobrze wspominam trzy pierwsze części (z sześciu), które przeczytałam. Film, który wspominam jako drugi, jest ekranizacją pierwszej części. I odbiegał nieco treścią od książki. Nie odniósł większego sukcesu, podobno dlatego, że kampania reklamująca go skupiła się tylko na młodzieży. W porównaniu do książki był raczej średni, ale sam film też oglądałam z przyjemnością. Miał klimat książki, miał w sobie to coś. I jest jeszcze ten serial, którego obejrzałam dwa odcinki, a za trzeci boję się zabrać.

Z racji tego, że czytać to mogą osoby nieznające żadnego z wymienionych, postaram się dalej unikać spoilerów, aczkolwiek mogą takowe wystąpić.

Skupię się na serialu, bo do filmu generalnie nic nie mam. No, może poza tym, że aktor grający Aleca wybitnie mi nie pasował wizualnie do roli. Ale zagrał przyzwoicie. No i kilka rozbieżności też mnie troszkę bolało, ale tak mam bardzo często przy wszelkiego rodzaju ekranizacjach.

Ale już dawno nie obejrzałam czegoś, czego BAŁABYM SIĘ kontynuować. I tu muszę pogratulować producentom serialu, bo udało im się stworzyć coś, co tak właśnie na mnie zadziałało.

Przyznaję, że oceniam po obejrzeniu dwóch odcinków. Chciałam się zmusić do obejrzenia kolejnych, ale chwilowo nie dałabym rady psychicznie. No i jeszcze ten zawód, bo naprawdę czekałam na serial! W każdym razie, jeszcze muszę powiedzieć, że przeżyję słabe efekty specjalne (spotkałam się z wypowiedzią, że podobne miał na początku bardzo dobry "Supernatural"), przeżyję średni dobór wizualny aktorów. Przeżyję fakt, że postać o brązowych włosach i niebieskich oczach jest w serialu czarna. Przeżyję nawet duże zmiany w linii fabularnej, ALE sensowne. Tych ostatnich zresztą raczej nie uraczyłam w dwóch pierwszych odcinkach. Zmiany tak, ale niekoniecznie sensowne. Ogólnie, serial jest pełen absurdów. Na przykład główna bohaterka dowiaduje się, że pochodzi z kasty Nocnych Łowców, jej matkę porwał inny Nocny Łowca, który chce zdobyć te Dary Anioła, a wszystko to mówi jej arogancki przystojny koleś, którego poznaje, jak ten do spółki z dwojgiem towarzyszy morduje demona w klubie (streszczenie bardzo ogólne). Książkowa Clary (bo tak na imię głównej bohaterce) jest pełna wątpliwości, pytań i nie od razu zaczyna bezgranicznie ufać owemu blondynowi i jego "świcie". Podczas czytania miałam wrażenie, że nie czuła się do końca komfortowo w swojej roli Nocnej Łowczyni. Za to serial uraczył nas dziwnie wykrzywioną (mówię o minie) Clary, która w pięć minut uwierzyła, zakochała się (?) w blondynie i chce pójść z serafickim ostrzem na demony i Valentine'a, nawet sama. Gdzie tu logika, ja się pytam?

Inna rzecz, która mnie boli - postacie serialowe nie mają charakteru. Przypominają karykatury książkowych postaci. Izzy w książce była wyzywająca i flirciarska, ale zachowywała przy tym klasę i była inteligentna. Serialowa Izzy to głupia lala z cyckami na wierzchu. Alec książkowy był marudny, nie przepadał za Clary, ale miał też inne cechy, o których w serialu zapomniano. Clary miała być odważną dziewczyną odkrywającą swoje prawdziwe ja, a wyszło, co wyszło - kolejna słodka idiotka. Simon był zabawny, lojalny wobec Clary, nieufny wobec Jace'a i Nocnych Łowców, a wyszedł im idiota rzucający ciągle kiepskimi żartami. To po prostu boli.

I jeżeli ktoś z Was natknął się na serial, ale nie zna książki, to niech się nie zniechęca, bo serial do dorasta książce do pięt. To tyle, do napisania w weekend.

1 komentarz:

  1. Ja za to mam do towarzystwa film na podstawie książki ,,Eragon" Znaczy, adaptację. I efekt tego jest w skrócie taki:
    -elf z ludzkimi uszami
    -smok który z małego pisklaka rośnie do wielkiej bestii wielkości domu w 20 sekund
    -bohater, który ginie nie w tym momencie co w książce i nie z ręki tej postaci
    -bohater, który ginie, ale nie w ten sposób co w książce
    -dubbing pasujący jak pięść do oka, jedynie smok ma dobry dubbing
    -aktorstwo na miarę Złotych malin
    -jedno wielkie WTF?! z fabułą
    I takie tam

    OdpowiedzUsuń