wtorek, 20 września 2016

Polityka, polityka...

Nie, nie będę się dzisiaj politykować. Pozwolę sobie zachować własne poglądy dla siebie. O czym jednak chcę wspomnieć? O wpływie polityki na ludzi. Pozwolę sobie przytoczyć rozmowę na pewnej grupie na Facebooku, której byłam świadkiem i uczestnikiem.

Poszło oczywiście o film "Smoleńsk", o którym opinie są baaardzo różne, choć ja osobiście spotkałam się przede wszystkim z tymi negatywnymi. W każdym razie, pewna osoba oznajmiła, że nie chce iść na ten film (a w naszej szkole organizowane jest wyjście do kina, które zawsze jest obowiązkowe) z powodu poglądów politycznych. Inna osoba bardzo się z tego powodu oburzyła i zaczęła wypisywać, jak to bardzo PiS jest jedyną słuszną partią, a Smoleńsk najsłuszniejszym filmem. Kazała nawet zdecydować, czy jesteśmy patriotami, czy też zdrajcami, komunistami i targowiczanami.

Nie była to rozmowa na argumenty. Znaczy się, jakieś się pojawiły, ale w końcu zamiast nich zaczęły się sypać wyzwiska. W tym momencie właśnie się wtrąciłam i poprosiłam o niewyzywanie osób o odmiennych poglądach, żeby się przypadkiem nie poobrażać. Jedna ze stron (nie powiem, która) przeprosiła drugą, ale na odwrót nikt się nie doczekał. Co natomiast zrobiła ta druga osoba? Stwierdziła, że z honorem opuści grupę (by wkrótce do niej powrócić).

Dlaczego o tym piszę?

Pod żadnym pozorem nie chcę obrażać niczyich poglądów ani osób je wyrażających. Po prostu spójrzcie, co się dzieje — durna polityka dzieli ludzi. W imię czego? Jeżeli nie pasuje komuś odmienne zdanie innych w danym temacie, to po prostu go niech go nie porusza, a jeżeli już się pisze na taką dyskusję, to niech okaże odrobinę szacunku odmiennym poglądom. I nie mówię tu tylko o polityce, ale o wszystkich dziedzinach życia. Po prostu w polityce najlepiej to widać.

Dodam, że z powodu różnic w poglądach politycznych część mojej rodziny jest dość mocno skłócona. Może się powtórzę, ale w imię czego, do jasnej cholery? Nie warto się kłócić z powodu takich idiotyzmów.

Dziękuję za wysłuchanie tej lekkiej dygresji i do zobaczenia wkrótce :)

niedziela, 11 września 2016

"Uratuj mnie", czyli (nie)profesjonalna recenzja

Witam! Jeszcze się nie pojawiła tutaj recenzja książki, więc czas to zmienić! Postanowiłam wybrać coś wyjątkowego. Coś, co dotknęło mojej duszy i pochłonęło bez reszty. Coś, co zmieniło moje życie i postrzeganie opowieści romantycznych... Mówię o "Uratuj mnie" autorstwa Anny Bellon.



Zacznę od krótkiej historii tej książki. Pierwotnie pojawiła się ona na Wattpadzie, gdzie dość nieoczekiwanie zyskała olbrzymią popularność. Autorka zdecydowała się napisać kolejne trzy części, i tak powstała tetralogia The Last Regret. "Uratuj mnie" jest jej pierwszą częścią, według mnie najlepszą. Teraz Ania wydaje książkę w wersji papierowej. Premiera jest 28 września, ale już od jakiegoś czasu można książkę zamówić w przedsprzedaży.

O czym opowiada książka? O dwojgu siedemnastolatków, Mai i Kylerze. Ona trzy lata wcześniej odcięła się od świata po śmierci brata w wypadku samochodowym, uciekając w muzykę. On ciągle się przeprowadza z powodu pracy ojca, z którym ma słabe stosunki. W końcu trafia do Pittsburgha, gdzie poznaje Maię. Łączy ich właśnie miłość do muzyki. I choć ona nie chce dopuścić chłopaka do siebie, on próbuje do niej dotrzeć za wszelką cenę. Całą opowieść dopełnia założenie razem z trójką przyjaciół zespołu rockowego The Last Regret, od którego wzięła się nazwa serii.

Co jest wyjątkowego w tej książce? Mogłabym wymieniać w nieskończoność. Cała książka jest napisana lekkim i przyjemnym stylem. Można się przy niej zaśmiać i wzruszyć (na przemian śmiałam się na głos i wypłakiwałam sobie oczy). Bohaterowie mają niepowtarzalne charaktery, wydają się żywi i w stu procentach realni. Fabuła jest oryginalna, dobrze skonstruowana, w pewnych momentach zaskakująca. Emocje, emocje, emocje. Tego znajdziecie tu pełno. Dodatkowego smaku książce dają nawiązania do muzyki, które stwarzają niepowtarzalny klimat. Przytaczając wypowiedź samej autorki, muzyka jest spoiwem całego The Last Regret. Nie bardzo wiem, jak to wytłumaczyć... To trzeba po prostu poczuć.

Tak, wiem, nie jest to profesjonalna recenzja. Jednak jestem tylko zwykłą dziewczyną, która chce się z Wami podzielić czymś niesamowitym. Sprawdźcie książkę koniecznie. Na zakończenie zamieszczam jeden cytat z tej książki, na zachętę. Nie macie pojęcia, jak ciężko było wybrać jeden...

Nie oglądaj się za siebie, bo to wszystko masz już za sobą. Patrz przed siebie, bo tam jest twoja przyszłość i wszyscy, którzy cię kochają.

No, to tyle na dzisiaj. Mam nadzieję, że w jakiś sposób zachęciłam Was do sięgnięcia po tę książkę.

czwartek, 8 września 2016

Nowy rok, czas na zmiany

Hej hej! Tu Wasza Nikelaine, wróg uliczny numer jeden! Wróciłam po dość aktywnych wakacjach z nowym zapałem do pisania i w ogóle!

W najbliższych postach opowiem Wam co nieco o moich wakacjach, mam też kilka innych tematów. Posty niestety nie będą pojawiać się regularnie, ale powinny być bardziej tematyczne :) Koniec z ględzeniem od rzeczy, chcę być bardziej zwięzła.

Pochwalę się, że w tym roku szkolnym (druga liceum na biochemie) postanowiłam stać się osobą pozytywnie nastawioną do życia. Taa, wcześniej byłam raczej emo pesymistką. Ale cóż, czasem trzeba ruszyć do przodu, czyż nie?

W sumie to tyle, chciałam tylko dać znać, że żyję! Do napisania wkrótce!

sobota, 9 lipca 2016

Info

Z racji tego, że mam trochę planów na wakacje, oficjalnie oznajmiam, że wrócę najwcześniej w sierpniu, ale będzie to pewnie wrzesień. Dlaczego? Mam po prostu trochę rzeczy do zrobienia, a nadmierna rutyna pozbawia mnie weny twórczej... Do zobaczenia! I miłych wakacji jeszcze raz!

niedziela, 26 czerwca 2016

Wakacje w piekielnych temperaturach

TAK! STAŁO SIĘ! WAKACJE! Kto się cieszy? *podnosi obie ręce, po czym je opuszcza, bo nie ma, jak pisać* W końcu koniec tego zła zniewalającego nasze ciała i umysły, które potocznie zwie się szkołą... Ale niestety nie jest to jedyny zniewalający nas system (ale o tym kieeedyś napiszę). I jeszcze nie uwolniłam się od niego na amen (a pewnie gdy tak już będzie, będę chciała wrócić, ale mniejsza). Mam jednak inne pytanie. Czy tylko ja mam serdecznie dość tych upałów?

Ostatnie kilka dni się gotowałam, choć jestem raczej ciepłolubną istotą. Pot lał się po moim umęczonym karku, a ja ledwo z tym sobie radziłam... Co robić podczas upałów? Oto kilka moich sposobów:
1. WODA - basen, jezioro, wąż ogrodowy, studnia na działce. Nieważne, czego użyjecie, chodzi o to, aby było chłodne, aby schłodzić usmażoną skórę, prawdopodobnie już czerwoną od nadmiaru słońca. Uprzedzam - nadmiernie stosowana grozi przeziębieniem i grypą. Wiem z doświadczenia...
2. Lody - najlepiej sorbet mango. O północy. Przy dobrej muzyce, żeby tylko nie myśleć o upale, który męczy nawet nocami. Bo dlaczego nie? Nie dam się zniewolić systemowi, który mówi, że o północy się nie je, tylko śpi! Uprzedzam - grozi bolącym gardłem. Wiem z całkiem niedawnego doświadczenia...
3. Lemoniada - wskazana ilość: hektolitry. Temperatura: im zimniejsza, tym lepiej. UWIELBIAM zimną, słodko-kwaśną lemoniadę. Orzeźwiająca i smaczna, pozwala uzupełnić płyny tracone w pocie. Nie stwierdzono niepożądanych skutków ubocznych, ale nie zaleca się wyciskania cytryn osobom o poranionych dłoniach. Chyba że są gotowe na istne cierpienie.
4. Klimatyzacja - najprostsza metoda: włącz klimę, wiatrak czy cokolwiek tam masz. Pomaga. Niestety, do tego niezbędny jest specjalistyczny sprzęt (ale jeśli go brak, można spokojnie stworzyć wachlarz z papieru).
5. Nocny tryb życia - nocą jest znośniej, więc co zrobić? Przesypiać dnie i funkcjonować w nocy. Na nasze nieszczęście, ta metoda jest do wykorzystania tylko dla osób, które nie mają żadnych zewnętrznych zobowiązań...
6. Arbuz w czekoladzie - w sumie nie schładza, ale kto by myślał o upale, mając arbuza w czekoladzie?

To tyle. Do napisania za dwa tygodnie (bo wyjeżdżam i nie będzie mnie w ten weekend. Z góry pozdrawiam Łebę!)

niedziela, 19 czerwca 2016

Witaj w internecie, przyjacielu

Jak sam tytuł sugeruje, dziś powiem kilka słów o znajomościach internetowych. Osobiście spotkałam się w bardzo wieloma stwierdzeniami, że takie znajomości to ZAWSZE zło wcielone, przyjaźnie bez przyszłości, potencjalne zagrożenie. I coś w tym jest, gdy się szuka znajomych na tajemniczych anonimowych czatach.

Ale sama w internecie poznałam wspaniałych ludzi, którzy nie próbowali mnie porwać/zgwałcić/zamordować/prześladować/robić innych nieprzyjemnych rzeczy. Dlatego, opierając się na doświadczeniu własnym i mej szanownej rodzicielki dam Wam wskazówki, gdzie szukać internetowych przyjaciół.

1. Fora tematyczne - wchodzisz na forum dotyczące Twojej ulubionej gry, tworzysz temat o teoriach... Nie spodziewasz się, że ktoś Ci odpisze, ale bardzo szybko pojawia się mnóstwo komentarzy. Ty na nie odpisujesz, a im dłużej piszecie na tym forum, tym mniej piszecie o grze... Nie, to nie jest scenariusz jakiegoś filmu dla nastolatków. Sama czegoś takiego doświadczyłam. A moja mama poznała kilka koleżanek z całego kraju na forum z fanfiction potterowskim, więc wiecie... To jest miejsce, gdzie spotykasz rozmaitych ludzi, z którymi masz wspólne zainteresowania! I to jest świetne, bo od razu macie jakieś podstawy, by ciągnąć znajomość!

2. Blogi i inne takie - prowadzisz bloga? Piszesz książkę w internecie? Są osoby, które komentują każdy Twój wpis? Odpisz im czasem. Może wyniknąć z tego ciekawa dyskusja :) I być może zechcecie kontynuować tę dyskusję prywatnie :)

3. Filmiki na YT/blogi/inne takie - tutaj nie jesteś twórcą, a widzem/czytelnikiem. Wdajesz się z innym czytelnikiem w dyskusję, którą kontynuujecie prywatnie miesiącami, a może latami...

A gdzie ich NIE szukać?

1. Omegle/Obcy/Inne takie - nie macie pojęcia, na kogo można trafić. Możecie zajrzeć, ale nie w poszukiwaniu trwalszej znajomości, bo zwykle gówno wyjdzie, za przeproszeniem. A możecie trafić na jakiegoś psychola albo coś, który zniszczy Wam życie.

2. GG/priv na fb - ktoś tajemniczy do Was pisze? Nie macie bladego pojęcia, kim on jest? Pisze on "Nazywam się Wojtek i też mam dwanaście lat"? Ja bym takim nie ufała... Zdarzyło mi się wdać w dyskusję z nieznajomym na GG... Po piętnastu minutach próbował mnie namówić, żebym wysłała mu swoje nagie zdjęcia >.< Zablokowałam go i Wy róbcie to samo. Dla Waszego dobra.

Jasne, na forach czy blogach też możecie trafić na psycholi, ale prawdopodobieństwo jest mniejsze. I powiem Wam, że te internetowe znajomości wcale nie są gorsze. Tak, funkcjonują na nieco innych zasadach, bo przyjaciel internetowy nie może oczekiwać, że rzuci się nagle wszystko, byleby siedzieć na kompie/telefonie, ale to też przyjaciel prawdziwy pod każdym względem. Wiem z doświadczenia:)

Do napisania za tydzień! :*

niedziela, 12 czerwca 2016

Problemy ze snem

Witam wszystkich! Czy tylko ja miewam problemy z zaśnięciem, choć jestem zmęczona? Potem już śpię co prawda, ale ZAŚNIĘCIE to dla mnie nie lada wyzwanie. Każdy radzi sobie z tym inaczej, a inni w ogóle. Dlatego podzielę się z Wami kilkoma moimi i rodzinnymi sposobami.

Gorące mleko z miodem - nie praktykuję, bo nie przepadam za mlekiem, ale ciepłe mleko ma właściwości usypiające. Potwierdzone przez moją rodzicielkę :)

Muzyka - posłuchajcie ulubionych utworów, ALE tych spokojnych! Najlepiej niech będzie już ciemno, a Wy leżcie pod kołderką ze słuchawkami na uszach. NIE słuchajcie metalu, rocka ani ostrej rąbanki ze skrzypcami, bo to tylko pobudza (chyba że jesteście moją siostrą, wtedy zalecam Sabaton). Powinniście w miarę szybko poczuć senność.

Wieczorna nauka - co jest bardziej usypiającego od nudy? Chyba nic. Dlatego polecam próbę pouczenia się z najnudniejszego Waszym zdaniem przedmiotu (w moim przypadku są to historia i geografia). Szybko odczujecie potrzebę odłożenia książki i zaśnięcia.

Film - jeśli śpicie w pokoju z telewizorem, możecie włączyć sobie film, który znacie na pamięć. U mnie w domu takim filmem usypiającym jest "Na skraju jutra". Jestem prawie pewna, że nie dotrwacie do jednej czwartej filmu.

Internet - czasem, gdy nie mogę spać, wyciągam komórkę i przeglądam przypadkowe strony. Jest to tak nudne, że czasem zasypiam w trakcie przeglądania. Chyba że akurat trafię na fascynujący artykuł o jakichś nawiedzonych miejscach albo morderstwach. Wtedy raczej nie zasnę. Podobnie jak po skończeniu anime "Blood-C". Nie polecam na sen, ale na nocny maraton jak najbardziej.

Książka - niekoniecznie podręcznik, ale jakaś wybitnie nudna lektura. W moim przypadku sprawdzają się "Zmierzch" (nie doczytałam do końca...) i "Pan Tadeusz" (23 strony i padłam). A jeżeli traficie na książkę, która przypadkiem Was wciągnie, to przerwijcie, nim dotrzecie do plot twistu (zwrotu akcji) - zwykle zdarza się to o pierwszej w nocy i nie daje spać przez kilka DNI. Miałam tak z Diabelskimi Maszynami.

No, to tyle! Jeśli Wy macie jakieś inne metody, to możecie się nimi ze mną podzielić w komentarzu! :D

niedziela, 5 czerwca 2016

Krytyka a hejt

Witam wszystkich! Dzisiaj postanowiłam zająć się zagadnieniem, z którym chyba każdy internauta się spotkał przynajmniej raz. Zdarzyło Wam się może kiedyś, że znaleźliście jakąś pracę, a w komentarzu pod nią ktoś napisał: "Ej, w sumie jest nieźle, ale brakuje ci kilku przecinków i robisz sporo literówek, np. "tu", "tu" i "tu". Popraw to i będzie dużo lepiej"? A pod inną pracą znaleźliście może komentarz w stylu "Co to kurna jest?! Usuń konto, bo na to się patrzeć nie da! -.-"?

Co łączy te komentarze? Są krytyczne. Co je różni? Jeden jest krytyką konstruktywną, drugi hejtem.

Co to jest krytyka konstruktywna?

Jest to zwrócenie autorowi dzieła uwagi na błędy/niedociągnięcia, jakie popełnił. Robi się to w kulturalny i życzliwy sposób, uzasadniając swoje stanowisko. Dobrze jest podpowiedzieć, jak można się danych błędów/niedociągnięć pozbyć. Taka forma krytyki nie ma na celu urażenia nikogo, tylko pomoc w rozwijaniu jego zdolności.

Przykład krytyki konstruktywnej (w sytuacji opowiadania opublikowanego w internecie): Twoje opowiadanie nie jest złe, ale jest kilka rzeczy, nad którymi musisz popracować. Np. stawiasz przecinek pomiędzy słowami w zwrocie "mimo że", a tego się nie robi. Poza tym, w narracji brak konsekwencji czasu, np. w tym miejscu: "Ania odwróciła się nagle i spogląda Robertowi prosto w oczy". Zdecyduj się, czy piszesz w czasie teraźniejszym, czy przeszłym :) Spróbuj to poprawić, a będzie się znacznie lepiej czytało.

Co to jest hejt?

Jest to wyrażenie swojej negatywnej opinii w jakiejś sprawie, nieuzasadnione argumentami. Hejter zwykle obraża rozmówcę/autora, wyzywa, przeklina, itp. Hejt nie ma na celu pomocy autorowi ani wymiany poglądów z rozmówcą, a zwykłe obrażenie drugiej osoby dla przyjemności hejtera.

Przykład hejtu (również w sytuacji komentowania dzieła pisanego internauty): Matko kochana, co to ma kurwa być? Twoi rodzice coś spieprzyli, jak cię robili, że teraz takie gówna do internetu wypuszczasz?!

Widać różnicę? Mam nadzieję.

No to tak - w czym jest problem? A no w tym, że wiele osób krytykę konstruktywną bierze za hejt. Ile razy spotkałam się z sytuacją, w której autorka opowiadania i jej fanki zaczęły się rzucać pod komentarzem pokazującym w kulturalny sposób błędy i zachęcającym do poprawy? Nie potrafię nawet zliczyć... I to mnie irytuje. GDY KTOŚ POKAZUJE NAM BŁĘDY, TO PRZYJMIJMY KRYTYKĘ POKORNIE! To nam na pewno nie zaszkodzi. A jak zareagować na hejt? Zignorować! ;)

No, to tyle. Takie moje przemyślenia :)

sobota, 28 maja 2016

Kilka słów o Eurowizji

A tak! Wiem, że tegoroczna Eurowizja odbyła się już jakiś czas temu, ale w moim umyśle wciąż jest świeża w moim umyśle, więc napiszę o niej kilka słów.

Które piosenki mi się podobały? Przedstawiam Wam listę moich 10 ulubionych piosenek z tegorocznego konkursu! (Michała Szpaka nie wliczam, gdyż - jako Polka - jestem subiektywna w ocenie tej piosenki).

MIEJSCE 10

Wielka Brytania, czyli Joe i Jake z utworem You're Not Alone. Skoczna, pozytywna piosenka, której musiałam posłuchać x razy, nim się do niej przekonałam.

MIEJSCE 9

Cypr, czyli Minus One w piosence Alter Ego. Nie wiem, co jest w tej piosence, ale kupiłam ją od pierwszych dźwięków gitary. Mogę? Mogę!

MIEJSCE 8

Rosja, czyli Siergiej Lazarev i You Are The Only One. Piosenka chwytliwa, przyjemna... Eurowizyjna, jak ja to lubię mówić. Ludziom się podoba, nie drażni, jest dobra. Po prostu.

MIEJSCE 7

Litwa, czyli Donny Montell w utworze I've Been Waiting For This Night. Gdy oglądałam półfinał, uznałam tę piosenkę za najlepszą z najgorszych, gdy typowałam swoich dziesięciu faworytów i nie wiedziałam, kogo dać na dziesiąte miejsce (mowa tylko o danym półfinale). A potem obejrzałam grande finale i... No to jest to po prostu. Nie wiem, czy on lepiej zaśpiewał, czy ja miałam lepszy humor czy co... Ale nagle mi się spodobała. I tyle.

MIEJSCE 6

Szwecja, czyli Frans z kompozycją If I Were Sorry. Gospodarze się popisali, bo piosenka prosta, spokojna i przyjemna. Zdecydowanie zasłużyła na wysokie miejsce i uznanie widzów.

MIEJSCE 5

Bułgaria, czyli Poli Genova w piosence If Love Was a Crime. Wpadająca w ucho i ma refren w ojczystym języku! Lubię to! Nawet bardzo!

MIEJSCE 4

Węgry, czyli "Przystojny Freddie" i Pioneer. Szczerze? Piosenka fajna, ale mnie rozwalił chór i jego choreografia... *próbuje zatańczyć podobnie* Dobra... Odpuszczę sobie.

MIEJSCE 3

Łotwa, czyli Justs i kompozycja Heartbeat. Urzekł mnie jego schrypnięty głos. *śpiewa* FEELING YOUR HEARTBEAT! THAT'S WHAT I WANT... *ogarnia się* No dobra, trochę mnie poniosło. Ale co ja na to poradzę, że mi się podobało?

MIEJSCE 2

Gruzja, czyli Nika Kocharov & Young Georgian Lolitaz w piosence Midnight Gold. Nieco cięższe brzmienie, czego tak bardzo na Eurowizji brakuje, a co kocham! I te światła jeszcze... Oczy mi wysiadły, jak to oglądałam!

MIEJSCE 1

Ukraina, czyli Jamala i jej wspaniałe 1944. Majstersztyk. Kobieta ma głos, śpiewała całą sobą i piosenka jest nawet w moim guście. Zasłużenie wygrała, choć jestem przeciwna narodowemu jury. Ale o tym za chwilę.

No, za chwilę czyli teraz. Czy tylko ja uważam, że należy zlikwidować narodowe jury, bo to upolitycznienie konkursu? Dlaczego głosy kilku osób mają być równe głosowi całego kraju, co? Wiem, że moja ukochana Ukraina przegrałaby wtedy z Rosją, ale LUDZIE wybrali właśnie Lazareva. Pogodziłabym się z tym i żałowała, że więcej ludzi nie zagłosowało na Ukrainę, ale nic więcej. No i doskonale było widać, jak głosy tego jury się ma do głosu ludu. Nijak się ma! No właśnie! Skąd mamy wiedzieć, czym się kieruje te kilka osób? Proponuję likwidację narodowego jury i oddanie głosu ludziom!

Kolejna sprawa. Zaraz napiszę zdanie. Będzie ono podkreślone. Oto ono:

Koreanka reprezentująca Australię na Eurowizji prawie wygrała.

Kto widzi coś zabawnego? Czy tylko mnie bawi Australia na EUROwizji? Gościnnie OK, ale... No cóż. Pewnie będę za to hejtowana, ale uważam, że Eurowizja jest konkursem europejskim. Niech  przemianują Eurovision Song Contest na Worldvision Song Contest. Albo utworzą nowy konkurs o tejże nazwie. Wtedy się zamknę.

No, to tyle. Na zakończenie piosenka, która wygrała w 2009 roku: Alexander Rybak - Fairytale. Norwegia, gdyby kogoś to ciekawiło. I wiecie co? Kocham skrzypce!

Do napisania za tydzień!

niedziela, 22 maja 2016

TOP 10 - seriale

Witajcie wszyscy! Dopadła mnie blokada twórcza... Ale jakoś sobie poradzę! Chyba... W każdym razie, mam nadzieję, że Wam się spodoba!

MIEJSCE 10

Chicago Fire, czyli historia strażaków i ratowników z pewnej chicagowskiej remizy. Jedną z głównych ról gra tam Jesse Spencer, znany z serialu Dr. House. Co mi się w tym serialu podoba? Nie wiem, bo nie jest on tak do końca w moim typie, ale szybko przywiązałam się do Shay i Matta. Przyjemnie się ogląda, jest akcja, są dramy, czasem ktoś zginie... Dobre na letnie wieczory, gdy nie ma co robić w domu.

MIEJSCE 9

The Walking Dead, które lubię za... Absurd. Oglądam to i w którymś momencie przestałam się zastanawiać nad sensem niektórych działań bohaterów. Jak na razie najlogiczniejszą postacią jest dla mnie Carl. A o czym jest ten serial? Zombie atakują, a Rick i spółka chcą przeżyć za wszelką cenę! Tak w baaardzo wielkim skrócie. Co tu jest? Zombie, flaki, przemoc, flaki... Ogólnie krew się trochę leje. I prawie wszyscy giną.

MIEJSCE 8

Zabójcze umysły - trochę z innej strony, bo serial o grupie z FBI zajmującej się tworzeniem profili psychologicznych seryjnych morderców. Bardzo ciekawy, nieco inny niż większość kryminałów. Osobiście dość mocno zżyłam się z Reidem, jednym z bohaterów. Jeśli ktoś lubi mrok, zagadki i kryminały, to polecam.

MIEJSCE 7

Dr. House, czyli niereformowalny genialny lekarz i jego ekipa zajmują się najtrudniejszymi przypadkami chorób w kraju. Świetna kreacja głównego bohatera, a także pozostałych postaci, przeplatające się wątki medyczne z prywatnymi sprawami bohaterów, bardzo fajne poczucie humoru i ciekawe zwroty akcji.

MIEJSCE 6

Sposób na morderstwo, czyli czworo studentów prawa mający praktyki u renomowanej pani adwokat, którzy wplątują się w morderstwo. Cóż powiedzieć? Zaintrygował mnie dobrze zastosowany zabieg mieszania wydarzeń z "wcześniej" i z "teraz". Zdecydowanie buduje napięcie, charaktery głównych bohaterów też są niczego sobie.

MIEJSCE 5

Queer As Folk... Wielu takich seriali nie znajdziecie, a przynajmniej ja takich nie znalazłam. Pięć sezonów opowiadających o życiu grupy zupełnie różnych ludzi ze środowiska LGBT. Powiem tak: oglądając ten serial śmiałam się, płakałam, wściekałam i popadałam w depresję. A jeszcze go nie skończyłam. Łatwo przyszło mi się wczuć w ten świat, błyskawicznie polubiłam Briana (a później jeszcze Justina). Każda postać ma charakter. Niestety, jeżeli ktoś nie lubi tematyki gejowskiej, to nie polecam.

MIEJSCE 4

CSI: Kryminalne Zagadki Nowego Jorku, czyli mój sentyment. CSI oglądałam już jako mała dziewczynka (gdy rodzice myśleli, że grałam na komputerze, bawiłam się czy coś) i do tej pory lubię wracać do tego kultowego już chyba kryminału. W rankingu umieściłam NY, ponieważ najbardziej mi odpowiadał jego klimat (no i Danny Messer!). Odcinki może i schematyczne, ale to kryminał. W każdym odcinku są morderstwo, zbieranie dowodów, przesłuchania, pościgi i aresztowania. Mnie takie rzeczy kręcą, więc mi się to podoba, tak?

MIEJSCE 3

Gravity - serial zupełnie inny od poprzednich i kolejnych. Opowiada on o grupie ludzi, którzy przeżyli próbę samobójczą i próbują się odnaleźć na nowo w życiu poprzez uczęszczanie do grupy wsparcia. Jest to nieco wulgarny komediodramat, który obejrzałam w jeden dzień. Śmiałam się, płakałam, czekałam na rozwój wątku miłosnego, a na zakończeniu padłam. Powiem tak: kocham ten serial, ale pewnych rzeczy się po prostu nie robi. NIE ROBI. Ale i tak było warto. Gorąco polecam!

MIEJSCE 2

Doctor Who, czyli podróże w czasie i kosmosie. Nie potrafię opisać, co mi się w tym serialu podoba. Chyba wszystko. Bohaterowie, motyw podróży w czasie, różne krainy, zawsze jest coś nowego... Ten serial ma w sobie wszystko: humor, zagadki, przygody, kosmitów, potwory, nieśmiertelność, podróże... Czego więcej chcieć? (Ja chcę z Doktorem wyruszyć na zwiedzanie Wszechświata!!!)

MIEJSCE 1

Supernatural, który jest pierwszym serialem, który tak mi się rzucił na mózg i serce. Dwaj bracia jeżdżący w swojej impali i zajmujący się wszelkimi sprawami paranormalnymi, anioły, demony, Śmierć... A to wszystko też opatrzone fantastyczną muzyką, humorem i niepowtarzalnym klimatem. Nawet fakt, że każdy bohater umiera przynajmniej raz jest do przeżycia!

No, to koniec na dzisiaj! Do napisania za tydzień!

piątek, 13 maja 2016

Blokada twórcza i jak sobie z nią radzić, a także trochę żali i nerwów

Taa... Czy ktoś jeszcze zna ten ból? Życzę Wam, żebyście go nie znali, bo gdy doświadczam braku weny, to mam ochotę kogoś zagryźć. Autentycznie. A niestety dziś mam taką blokadę. Więc co? A wyżyję się i poużalam! Kto mi zabroni, ja się pytam! (A niech ktoś spróbuje, to zagryzę! ZAGRYZĘ!)

No, wspomnę jeszcze, że mam rozdział do napisania i kurde mam rozpisane wszystko w punktach, ale ubrać w słowa już nie umiem...

Jak ja radzę sobie z brakiem weny? Mam dziesiątki sposobów, w zależności od nastroju. No, to zaczynamy!
a) Muzyka - najlepszy sposób. Nie wiesz, co napisać? Znajdź piosenkę w klimacie tego, co usiłujesz z siebie wydusić, i samo przyjdzie! (w końcu...)
b) Książki - jak nie mogę posłuchać muzyki (jak np. teraz, bo kurna internet na tej wiosce zabitej dechami odmawia mi dziś posłuszeństwa), to czasem biorę książkę i czytam. Tylko zwykle skutek jest taki, że całą zyskaną energię poświęcam na siedzenie do trzeciej nad ranem, bo rzeczona książka okazuje się fantastyczna. No cóż, bywa.
c) Chipsy, lody, oranżada, itp. - w skrócie: wszystko co niezdrowe i zawiera dużo soli/cukru. Może nie jest to zdrowa metoda, ale pomaga poradzić sobie ze stresem spowodowanym niemocą twórczą, szczególnie długotrwałą (GDZIE SĄ MOJE LODY MIĘTOWE I SZEŚCIOPAK ORANŻAD, JA SIĘ PYTAM?!). No co? Każdy ma swoje słabości!
d) Świeże powietrze - gdy jestem zdrowa, lubię wyjść na spacer albo postrzelać z łuku. Chociażby po ogródku. Ale nie, teraz oczywiście muszę być chora! W każdym razie, polecam. Pomaga odświeżyć umysł, to taki mentalny reset.
e) Rozmowa - jak mam blokadę, to rozmawiam z siostrą albo którymś z przyjaciół o tym, co mogłabym z siebie wydusić. I albo mówią całkiem do rzeczy, albo tak bredzą, że zaczynam wymyślać coś nadającego się do użytku. W obu przypadkach cel zostaje osiągnięty.
f) Zwierzęta - jak ktoś posiada, to wie. Moje kochane koteczki lubią chodzić mi po klawiaturze, gryźć mnie, drapać, spać mi na szyi... A gdy je głaszczę, to wpadam na dobre pomysły (ale teraz buszują w przydomowej dziczy, podobnie jak pies).
g) SIADAJ NA DUPIE I MYŚL! - czyli skrajna desperacja. Wyżyj się, gap się na migający kursor, żeby się dobić, napisz coś randomowego! Ale nie waż się wstać, póki nie skończysz! I dzisiaj chyba pozostaje mi zmieszanie metod e) i g)...

No! Wyżaliłam się i jest mi jakoś lepiej! Za jakość dzisiejszej notki nie odpowiadam, jestem chora, niewyspana, mam zakwasy od kaszlu i ogólnie PATOLOGIA, jakby to powiedziała moja przyjaciółka, która chyba wspiera mnie mentalnie w czasie pisania. A przynajmniej próbujemy prowadzić konwersację online (średnio nam idzie, bo mój internet wciąż umiera).

No dobra, koniec na dzisiaj! Jeszcze tylko zmęczyć rozdział na wattpada i sobie odpocznę...

sobota, 7 maja 2016

TOP 10 - ścieżki dźwiękowe

Witam wszystkich, to znowu ja! Tak, znów zadręczę Was swą obecnością, swymi przemyśleniami i... Tak, zgadza się! Swoją listą dziesięciu ulubionych soundtracków! Znajdą się tu piosenki na pewno z filmów i gier komputerowych. I może z seriali, sama nie wiem. Dobra, do rzeczy!

MIEJSCE 10

I don't wanna miss a thing - znana wszystkim piosenka z filmu Armageddon. Piosenka mi się podoba... W przeciwieństwie do filmu. Nie wiem, dlaczego. Po prostu... Ale posłuchać polecam!

MIEJSCE 9

Intro serialu The Walkig Dead - tak, intro! Ono ma w sobie to coś. Wzbudza niepokój, czyli to, co ma wzbudzać sam serial (aczkolwiek jemu wychodzi to nieco gorzej). Choć utworek krótki, przyznaję, że się rozwija i to całkiem przyzwoicie. No i skrzypce, co zawsze wychodzi muzyce na plus! (opinia subiektywna)

MIEJSCE 8

Hanging Tree, czyli Drzewo Wisielców - piosenka z filmu Kosogłos. Część Pierwsza. Jak dla mnie jedna z najlepszych scen w całych Igrzyskach Śmierci, w dużej mierze właśnie dzięki piosence. Tak właśnie powinno się robić tego typu sceny! Przyszli reżyserzy, uczcie się!

MIEJSCE 7

Hedwig's Theme, czyli melodia z Harry'ego Pottera. Idealnie wpasowująca się w klimat filmów, opowiadaną historię i ogólnie... Cudo! I przyznaję, chciałam to początkowo umieścić miejsce wyżej, ale... Zniechęcił mnie fakt, że ciężko mi idzie granie tego utworu na keyboardzie xD Wiem, jestem subiektywna, ale to mój blog, moja lista i mi wolno!

MIEJSCE 6

Główny motyw z gry Dragon Age: Inkwizycja. Nie przejmujcie się prawie minutowym, bardzo spokojnym początkiem. Utwór nabiera tempa. I ma skrzypce. Kocham skrzypce. To taki piękny instrument...

MIEJSCE 5

Falling into a dream z gry FarCry 3. Co tu dużo mówić? Mogłabym słuchać bez przerwy!

MIEJSCE 4

Now We Are Free z filmu Gladiator. Podobnie jak w przypadku miejsca dziesiątego, piosenka mi się podoba, choć film niekoniecznie... Nie bijcie! To nie moja wina, że filmy nie w moim guście mają świetną muzykę!

MIEJSCE 3

Dusk of a Northern Kingdom z gry Wiedźmin 3: Dziki Gon. Od pierwszego momentu zakochałam się w tym utworze. Lubię taką muzykę - pełno instrumentów, żywiołowa. Polecam! (podobnie jak pozostałe piosenki z tej wyśmienitej gry!)

MIEJSCE 2

Santa Monica Dream z gry Life is Strange, o której już zresztą pisałam. Piosenka IDEALNIE oddaje klimat gry oraz poniekąd moje uczucia w stosunku do niej. I pewnie nie pokochałabym tej piosenki tak bardzo, gdybym nie znała gry... Ale i tak polecam. POLECAM!

MIEJSCE 1

Requiem for a dream - Tak, wiem. Banalnie, przewidywalnie, może nawet wybrałam coś przereklamowanego. Ale w tym utworze jest to coś... To coś, co sprawia, że przechodzą mnie ciarki, że serce bije mi nieco szybciej. I dlatego (a także dlatego, że jest to po prostu kawał porządnej roboty muzycznej) właśnie ten utwór ląduje na miejscu pierwszym.

Łał! Zwykle tworzenie list jest cholernie trudne, a ta przyszła tak... Naturalnie. Od razu wiedziałam, co jak ma być! I zaznaczam, żeby nie było: jest to mój osobisty ranking, więc pewnie wielu z Was się ze mną zgadzać nie będzie.

To już tyle na dzisiaj! Do napisania za tydzień!

środa, 4 maja 2016

Fakty i mity o mężczyznach

Witam po drobnym opóźnieniu! Na wstępie chciałam za nie przeprosić - dużo się działo w zeszłym tygodniu, nie miałam na nic czasu. No ale! Najlepiej od razu przejdźmy do rzeczy! W zeszłym tygodniu rozprawiałam się z mitami o kobietach... Dziś zajmijmy się stereotypowym facetem!

MIT - prawdziwy mężczyzna potrafi wszystko naprawić.

FAKT - nie każdy facet musi być złotą rączką. Są faceci potrafiący coś naprawić i niepotrafiący, sprawni i niezdarni. Tak samo jak są kobiety kłótliwe i zgodne. Proste? Proste! No, to lecimy dalej!

MIT - emocje są im obce.

FAKT - to nie wina mężczyzn, że okazują je inaczej. I każdy ma inny poziom wrażliwości. Dwóch facetów może zareagować skrajnie inaczej na to samo wydarzenie (to samo tyczy się kobiet). Czyli moja notka sprowadza się do tego, co ostatnia: to kwestia charakteru, nie płci.

MIT - chłopaki nie płaczą.

FAKT (uwaga! zawiera lokowanie produktu!) - obejrzyjcie Supernatural. Może i jest to tylko serial fikcyjny, ale doskonale rozprawia się z tym mitem. I żeby nie było, uważam go za świetny serial! :D

MIT - mężczyźni nie znają się na kolorach.

FAKT - różnie z tym bywa. Ostatnio miałam ciekawą konwersację z kolegą. Spytałam się go o kolor mojej torby (uważam, że jest zielona, ale pół mojej rodziny wciska mi kit, że jest czarna!). I on powiedział, że ona jest tak trochę zgniłozielona, ale w sumie podchodzi trochę pod brązowy... I nagle z dupy było coś o limonkowym, podczas gdy dla mnie istnieją trzy odcienie zielonego: jasnozielony, ciemnozielony i oczojebnie zielony. Także tutaj to chyba kwestia indywidualna (aczkolwiek faktem też jest, że na daltonizm cierpią głównie mężczyźni).

MIT - mężczyźni nie rozumieją kobiet.

FAKT - mężczyźni, którzy uważają kobiety za potwory z innej galaktyki, faktycznie ich nie rozumieją. Ci, którzy są świadomi ich człowieczeństwa, jakoś sobie radzą. Czasem bywa ciężko, bo bywamy (CZASAMI) nieznośne, ale to samo tyczy się Was, panowie!

MIT - wszyscy mężczyźni lubią piłkę nożną.

FAKT - część mężczyzn lubi piłkę nożną. Kwestia gustu!

No, to chyba wszystko! Mam nadzieję, że przyjemnie się czytało. I na zakończenie pragnę podziękować Ani i Julii, które podsunęły mi te stereotypy, gdy ja popadłam w niemoc twórczą. I tak pewnie tego nie czytacie, ale obie jesteście wspaniałe!

W każdym razie, wracam do rutyny! Widzimy się w weekend!

sobota, 23 kwietnia 2016

Fakty i mity o kobietach

Witam wszystkich! Dziś chciałabym podzielić się z Wami moimi przemyśleniami właśnie na temat kobiet, a dokładniej dotyczących ich stereotypów. Bo kobieta też człowiek, a mężczyźni zrobili z nas wiedźmy i upiory! No, to bez zbędnego gadania, zapraszam!

MIT - kobieta nigdy nie powie, co ma na myśli.

FAKT - to, czy dana osoba powie, co ma na myśli czy nie, zależy od charakteru, a nie od płci. Na przykład ja jestem raczej bezpośrednią osobą i gdy mówię, że nic się nie stało, to właściwie zawsze dokładnie to mam na myśli. Z kolei mam kolegę, który chyba NIGDY nie powiedział tego, co ma na myśli wprost, tylko zachowuje się jak stereotypowa kobieta: "Nic się nie stało" znaczy "Lepiej się postaraj, żebym ci wybaczył".

MIT - kobieta z okresem ZAWSZE jest tykającą bombą zegarową i najwścieklejszą bestią.

FAKT - część kobiet z okresem jest tykającą bombą zegarową i najwścieklejszą bestią. Ale, żeby było ciekawiej, niektóre kobiety tak się zachowują nawet jak okresu nie mają (to zasługa PSM - zespołu stresu przedmiesiączkowego).

MIT - miejsce kobiety jest w domu, przy garach i z dziećmi.

FAKT - nie wszystkie kobiety umieją gotować i nie wszystkie mają podejście do dzieci. A niektóre, chociaż mają wcześniej wymienione zdolności, zwyczajnie nie chcą robić w domu za gospodynię. Żyjemy w czasach, gdzie gotowanie, zajmowanie się dziećmi czy sprzątanie nie jest dla mężczyzny uwłaczające ani kobiecym obowiązkiem. Nie widzę też nic złego w tym, że kobieta utrzymuje rodzinę, a mężczyzna zajmuje się domem. Skoro ona dobrze zarabia, to czemu nie?

MIT - kobiety obrażają się o wszystko.

FAKT - niektóre kobiety obrażają się o wszystko. I znów: kwestia charakteru, nie płci.

Mogłabym pisać dalej, ale w większości przypadków wszystko sprowadzałoby się do tego, że to kwestia charakteru, a nie płci. Dlatego zakończę w tym miejscu i życzę Wam miłego, zdrowego weekendu!

Post dedykuję Pricefieldowi, gdyż to rozmowa z nim zainspirowała mnie do napisania tego posta! ^^

czwartek, 21 kwietnia 2016

Pięć minut autoreklamy

Witajcie kochani! Na początku zaznaczam, że to NIE jest post mający zastąpić post weekendowy! Temat już mam wybrany, więc z pewnością się pojawię! Dziś tak tylko... Mam sprawę!

Chodzi o to, że udzielam się nie tylko tutaj. Wróg uliczny był jednym z pierwszych miejsc, gdzie się pojawiłam, ale potem weszłam głębiej w "internety" i odkryłam, że to fajna sprawa! Dlatego dziś zrobię sobie taką szybką autoreklamę. No to tak:

1. Moje konto G+ - udostępniam tam swoje dzieła z różnych stron i pasujące do mnie (opublikowane przez innych) obrazki. Czasem jakiś filmik, który mnie zafascynuje. Jest tam też czat (Google Hangouts), gdzie jestem do Waszej dyspozycji! :)

2. Moje konto na imgurze - tam publikuję rysunki, na razie tylko te zrobione za pomocą programów graficznych. Chwilowo jest ich tylko dziewięć, ale raz na jakiś czas dodaję nowe. Nieskromnie rzeknę, że warto zajrzeć! Nie wierzycie? Dać przykład? PROSZĘ!


3. Moje konto na wattpadzie - na razie znajdziecie tam tylko jedno opowiadanie (z okładką własnej roboty!), i to stosunkowo krótkie (ma dwa krótkie rozdziały), ale publikacja motywuje! A ja, jako artystka, potrzebuję motywacji do działania. Także zapraszam wszystkich do opowiadania pt. Jej dusza. Dla zbyt leniwych, aby sprawdzić link, tutaj też wklejam opis:

W Ravenwood nigdy nic się nie dzieje. Jedynym miejscem, gdzie życie się toczy po zmroku jest klub nocny Meltdown. Tam właśnie bawi się niemal co noc nastoletnia Ivy Newmann.Ivy Newmann nie żyje. Została brutalnie zamordowana.Miejscowa policja robi, co może, aby schwytać sprawcę. I gdy już im się wydaje, że go mają, ginie kolejna dziewczyna.Rita wie, że mogłaby pomóc. Niestety wie też, że nikt jej nigdy nie uwierzy. Nie bez mocnych dowodów, których nie jest w stanie dostarczyć.Ale nie tak łatwo pomóc czyjejś duszy.
 Mam nadzieję, że zachęcające!

W sumie chwilowo więcej kont na niczym nie posiadam, Jeżeli to się zmieni, to z pewnością Was poinformuję!

I jeszcze jedno, na zakończenie - jak nigdy proszę wszystkich stałych czytelników o pozostawienie po sobie komentarza. Generalnie brzydzę się takim żebraniem "lajków", "komciów" i "subów", ale dziś mam w tym swój cel. Jaki? Będę wiedziała, ile osób tu zagląda regularnie. Dla ilu osób piszę. Robię to przede wszystkim dla siebie, ale miło byłoby wiedzieć, że ktoś jednak tu zagląda! Z góry dziękuję i więcej nie zamierzam Was prosić o wyżej wymienione sprawy! I dziękuję, że jesteście! (na pewno jesteście!) Do weekendu!

niedziela, 17 kwietnia 2016

Gimnazjum czy gimbaza?

Witam serdecznie w tę chłodną niedzielę! Mam nadzieję, że jesteście wypoczęci! Zwłaszcza gimnazjaliści, których jutro i po jutrze czekają egzaminy... Właśnie. Gimnazjaliści czy gimbazjaliści?

Zacznijmy od tego, że idea gimnazjum jest CHORA (mówię to jako licealistka, która przebrnęła przez trzy lata tego piekła). Dlaczego? Widzę to tak: getto z bandą dzieciaków w najgłupszym wieku. Tym właśnie jest dla mnie gimnazjum. Ja miałam na szczęście wersję "light", bo miałam gimnazjum połączone z liceum. Do czego zmierzam? 13-15 lat to naprawdę głupi wiek. Taka młodzież ma bardzo głupie pomysły. A zamknięcie ich wszystkich razem, w odosobnieniu od młodszych, którzy przypominaliby im, że wciąż są dziećmi, oraz starszych, którzy robiliby dokładnie to samo, sprawia tylko, że pomysłów jest dwa razy więcej i są dwa razy głupsze.

ALE! Jest jeszcze jeden problem - durnowate zachowanie, dajmy na to, 60% gimnazjalistów sprawia, że pozostałe 40% jest postrzegane w dokładnie taki sam sposób. Starsi ludzie często krzywo patrzą na grupy normalnych dzieciaków, którzy po prostu rozmawiają, bo ileś razy widzieli wcześniej takie wymalowane 14-latki obściskujące się z Bóg wie kim, albo podpitych czy naćpanych piętnastolatków. I tu właśnie trzeba rozróżnić gimbazę (czyli tę uważającą się za cholernie dorosłych, wszystko wiedzących i doskonałych, ale tak naprawdę... Nie ukrywajmy tego, często głupich) oraz normalnych nastolatków w wieku gimnazjalnym, którym tylko czasem przyjdzie do głowy zwiedzić opuszczony pociąg czy coś. Nie krzywdźmy tych ogarniętych, zrównując ich z dziećmi z niedojebaniem mózgowym (przepraszam za wyrażenie, ale nie znoszę takiego sprowadzania wszystkich ludzi spełniających jedno kryterium do jednego poziomu). To trochę tak, jakby mówić, że wszyscy słuchający Biebera to durnowate słodkie idiotki. Mam koleżankę, która go słucha i ona jest naprawdę kobitą na poziomie. Niektórzy gimnazjaliści też są na poziomie!

No i jeszcze pozostaje sprawa tych nieszczęsnych egzaminów... Nie wiem, czy one są dobre czy złe. Wiem, że w wielu przypadkach wywołują one niezły stres,a kompletnie nie są tego warte. Nauczyciele straszą, robią nie wiadomo jak cholernie trudne testy próbne, gimnazjum się stresuje, a testy okazują się być łatwiejsze niż większość sprawdzianów z matmy. Wiem to z doświadczenia!

Dlatego na pożegnanie życzę wszystkim gimnazjalistom powodzenia w przyszłym tygodniu! Pamiętajcie, że próbne są trudniejsze od zwykłych! Nie ma co się stresować! Trzymam za Was wszystkich kciuki! :D

Ach... A post jest dedykowany Naturze z Polski, która podrzuciła mi temat na dzisiejszego posta ^^

niedziela, 10 kwietnia 2016

Niebo płacze razem ze mną...

Witam wszystkich w tę deszczową niedzielę! (Deszczowa jest u mnie, podobnie jak sobota...) W każdym razie, dziś deszcz idealnie oddaje mój nastrój. A to dlatego, że właśnie dziś skończyłam trylogię Diabelskie Maszyny, autorstwa Cassandry Clare. Ktoś słyszał? Mam nadzieję!

                               

Pewnie część z Was się zastanawia, o czym właśnie piszę. A zna ktoś serię Dary Anioła, tej samej autorki? No, to to jest prequel. O czym jest? Postaram się Wam opowiedzieć. Nastoletnia Tessa Gray przyjeżdża z Nowego Jorku do Londynu w czasach wiktoriańskich. Jednak list od brata okazuje się być podstępem i Tessa zostaje porwana. Przypadkiem ratuje ją dwóch młodzieńców: Will Herondale i Jem Carstairs. Okazują się być Nocnymi Łowcami (pół ludźmi i pół aniołami, rasą stworzoną przez anioła do walki z demonami). Zabierają ją do Instytutu w Londynie, czyli jednej z siedzib Nocnych Łowców. No i dzieją się różne rzeczy i okazuje się, że... No dobra, aż tylu spoilerów nie dam. Generalnie główny zły, Mortmain, chce dorwać Tessę, by ukończyć swoje dzieło, Diabelskie Maszyny - androidy sterowane przez demony, których przeznaczeniem jest zniszczenie Nocnych Łowców (of course!).

No, opis średni, ale w tym stanie emocjonalnym na więcej mnie nie stać. Bo ta seria roztrzaskała moje biedne serduszko na miliard kawałeczków i JAK JA MAM JE TERAZ ZŁOŻYĆ W CAŁOŚĆ?! No, w każdym razie wszystko przez mojego ulubionego bohatera, Jema. I przy okazji przez Willa i Tessę. Przez epilog. Przez narkotyk (w książce! ale to dość skomplikowane, a nie chcę zdradzać za wiele, bo może ktoś chce to przeczytać!). I dlatego pogoda idealnie oddaje mój nastrój. Pada, niebo płacze razem ze mną. Trochę tandetnie, ale jak inspirująco!

A jeszcze dochodzą moje głęboko uśpione masochistyczne skłonności i zamiast sobie obejrzeć radosną komedię czy pooglądać śmieszne filmiki o kotach, dokończyłam piątą część Darów... I fragment, w którym główna bohaterka odnajduje książkę i widzi, że jest na niej napisane wyblakłym atramentem "Nareszcie z nadzieją, William Herondale"... Niby nic, gdyby nie fakt, że TEGO SAMEGO DNIA cały ten list schowany w tej książce przeczytałam w Mechanicznej Księżniczce... Ogólnie, smutno mi trochę z tego powodu. A, żeby dobić się jeszcze bardziej, w kółko słucham nie najgorszej w sumie, ale też nie najlepszej piosenki napisanej właśnie pod kątem Diabelskich Maszyn... Chcecie? Macie! O, proszę! Tutaj! Tak na marginesie, tekst chyba się tyczy relacji Tessa/Jem, ale wolę o nim myśleć jak o relacji Will/Jem...

No! Koniec smucenia! Książki są świetne! I jeżeli jesteście gotowi na to, że Wasze serce też może się strzaskać w drobny mak, to gorąco polecam! Gorąco!

A pożegnam się z Wami tym obrazkiem:

sobota, 2 kwietnia 2016

Pierwszy kwietnia, czyli niekoniecznie Prima Aprilis

Witam wszystkich! Jak Wam minęły święta wielkanocne? Mam szczerą nadzieję, że jak najlepiej! A wiecie, co było wczoraj? Tak, pierwszy kwietnia! A co w związku z tym? O właśnie to:


Tak, to jest znacznie ważniejsze niż jakieś żarty! No, przynajmniej dla mnie.

Nie wiem, czy to tylko ktoś tak wymyślił, czy tak jest naprawdę, ale obchodziłam go całkiem poważnie! Ubrałam się na szaro (jako że zbyt wiele fandomów naprawdę lubię i niektórych nie było na liście), do tego biała kurtka i zielona bandanka. Ach, i napisałam sobie na ręce FANDOMS UNITED. I chyba wszystkim oznajmiłam, co to za ważny dzień był. Ale ich chyba niespecjalnie to obchodziło... Ale obowiązek spełniłam! :D

Czy ktoś tutaj się zastanawia, co znaczy słowo fandom? Pewnie nie, ale i tak wyjaśnię - fandom to (najprościej tłumacząc) świat przedstawiony w danym filmie/serialu/książce/serii/grze oraz wszystko, co fani stworzyli w związku z tymi światami, czyli wszelkiego rodzaju fanarty i fanfiction. Fandom może połączyć ludzi z całego świata... Ludzi niezwykłych, wyjątkowych i równie zakręconych na punkcie danego cosia równie mocno jak Wy!

No, to taka ciekawostka ode mnie ^^ I uprzedzam - w przyszłym tygodniu notka może się nie pojawić lub pojawić jakoś w połowie tygodnia. Ale to nie jest pewne, bo mój wyjazd (nie powiem gdzie!) też taki nie jest. Anyways, do następnego!

sobota, 19 marca 2016

,,To były tylko żarty...''

Hej, to znowu ja! Jak Wam minął ten tydzień? Mam nadzieję, że dobrze. I że nikt nie zapomniał o Waszych zamówieniach w knajpie czy coś ^^

Od razu przejdę rzeczy. Ostatnio coraz częściej słyszy się o bardzo niepokojącym zjawisku. I nie mówię tu o tym, że dzieci za dużo grają na komputerze. Mówię o czymś poważnym, czego być może wielu z Was doświadczyło osobiście lub się z tym zetknęło (nie życzę tego nikomu). O czym mówię? Zaraz wyjaśnię, ale najpierw obejrzyjcie, proszę, filmik, który znalazłam jakiś czas temu w sieci.


Co to jest bullying, czy też po naszemu znęcanie się? Najkrócej mówiąc, jest to psychiczne lub/i fizyczne wyżywanie się na drugiej osobie. Jego odmianą jest ,,cyber bullying'', czyli, np. celowe obraźliwe komentowanie czyichś zdjęć. Więcej o tym możecie przeczytać tutaj. Proszę Was teraz, żebyście zastanowili się porządnie i przypomnieli sobie, czy nie było czasu, że pisaliście o kimś w internecie okropnych rzeczy. Czy nie wyzywaliście kogoś regularnie. Albo czy nie byliście świadkami, jak jakaś grupka bije jakąś samotną osobę, śmiejąc się wniebogłosy.

Czemu o tym piszę? Bo to jest nie w porządku, zwłaszcza że mam wrażenie, że często zamiata się ten problem pod dywan. U mnie w szkole na WDŻ regularnie mówiło się o miłości, przyjaźni, niebezpieczeństwach związanych ze znajomościami online, ale pamiętam dokładnie jeden raz, gdy poruszono problem znęcania się w szkole. Był to wykład, który dawał nam policjant. Poza tym chyba nigdy nie poruszono tego tematu, a jeśli już, to sporadycznie i powierzchownie.

Więc tak: w szkołach udaje się, że problemu nie ma. Ale kiedy się okaże, że jakiś uczeń się zabił, bo właśnie znęcają się nad nim w jakiś sposób, to wszyscy reagują: "O MATKO, DLACZEGO NIC NIKOMU NIE POWIEDZIAŁ?!". A no właśnie dlatego: bo nie mówi się, że to jest złe, że to duży problem i że nie jest sam. Ale niech już sam powie nauczycielowi. Co zrobi nauczyciel? Zrobi klasie pogadankę, niemalże wytykając poszkodowanego palcem, a takie coś może jeszcze pogorszyć sytuację.

Dlatego mówię teraz do wszystkich - jeżeli jesteś ofiarą, powiedz komuś. Niekoniecznie nauczycielowi, ale komukolwiek, kto w jakiś sposób może udzielić Wam wsparcia. Jeżeli jesteś tym, co się znęca, to PRZESTAŃ. Chyba że chcesz zostać mordercą. Tak, jeżeli doprowadzisz kogoś do samobójstwa, to jesteś mordercą. Albo może nawet kimś gorszym. Jeżeli jesteś nauczycielem, który ma ucznia z problemami, to pomóż mu, ale tak, żeby nie zaszkodzić. Jeżeli jesteś zwykłym, przeciętnym świadkiem czegoś takiego, to wyciągnij pomocną dłoń do takiej osoby, bo możesz uratować jej życie.

Och, i jeszcze jedno. Jeżeli się nad kimś znęcasz, i on coś sobie zrobi, to słowa "to były tylko żarty", to tak. To by FANTASTYCZNY żart. Tak fantastyczny, że komuś stała się krzywda...

*Przy pracy pomagała Natura

niedziela, 13 marca 2016

Wspomnienia z życia więziennego - Zabiłam

To już ja! Wróciłam bo kryzysie twórczym i egzystencjalnym! I powiem Wam, że czasem przerwa jest potrzebna! (Mam nadzieję, że Natura Was nie zabiła albo coś!) Postaram się ograniczyć tego typu zaginięcia, ale (jak to w życiu bywa) pewnie zdarzą się niejednokrotnie. Dlatego dziękuję z całego serca Naturze, że w tym ciężkim czasie godnie mnie zastąpiła!

No, a teraz do rzeczy - Zabiłam. Nie, ja nikogo nie zabiłam. O czym mówię? Mówię o tym: 


Dostałam tę książkę na imieniny, już jakiś czas temu. Nosiłam ją ze sobą wszędzie. Czytałam ją nawet na niektórych lekcjach. Szło mi powoli, aczkolwiek każde słowo chłonęłam. Po prostu. Byłam... Oczarowana to złe słowo, ale mniej więcej tak się czułam, czytając tę książkę. Taka wyprana z emocji, przez co wzbudzająca jeszcze większe. Taka... Szczera. Ale może trochę mniej chaotycznie.

Książka ta to wspomnienia autorki z okresu aresztowania, śledztwa i procesu w sprawie morderstwa Andrzeja G, Autorka i główna bohaterka praktycznie od początku przyznaje się do popełnienia zbrodni. Nie będę zdradzała szczegółów, bo nie jestem tu od tego, żeby spoilerować. Przeczytacie, zobaczycie.

W każdym razie, czego tutaj uświadczyłam: zmanipulowanej, zniszczonej kobiety. Całkiem fascynującej (w mojej opinii, a mnie kryminały fascynują same w sobie) genezy zbrodni, psychiki tej kobiety... Znajdziecie tu obraz więzienia opisany bez żadnego tabu, obraz niezwykłych więzi, które powstały wśród aresztowanych... Różne postacie pracowników więzienia, policjantów, prawników, przestępców drobnych jak i większych.

Jakie wrażenia po tej książce? Powiem tak: chyba nigdy nie przeczytałam bardziej ludzkiej książki. Nie potrafię wskazać tytułu, który tak doskonale pokazuje, że wszędzie są ludzie dobrzy i źli. I tak, można powiedzieć, że przecież ta kobieta mogła próbować wybielić swój wizerunek czy whatever... Ale mnie to przekonało. Trzymało w napięciu. Wciągnęło do świata zakładu w A., zakładu w G. i na salę sądową. Po przeczytaniu tej książki można uwierzyć, że to się wydarzyło naprawdę. I tego będę się trzymać.

No, może nie za długo, może nie na temat, ale JEST! Brakowało mi tego! Do napisania za tydzień!

sobota, 5 marca 2016

Opowieści z księgi Natury



Dzień Dobry raz jeszcze! Nika ma brak weny i czasu, więc powierzyła mi pilotaż nad blogiem! Dodam jeszcze, że planujemy zrobić razem coś hardcorowego, ale... nie możemy wymyśleć co :(

A więc, co dzisiaj będzie? Opowieści! Jakie? Fantasy! Ponieważ ja mam łeb do opowieści i moje zwierzę duchowe to smok, i jeszcze w dodatku w domu mam 3 smoki, a uwielbiam smoki to będą to opowieści o smokach!
#smokolololo

Zanim zacznę, to dodam jeszcze kim są te moje smoki i parę o nich powiem, żeby jakoś ogarnąć te opowieści, bo właśnie te gady są narratorami. A ja po prostu spisałam je. A więc:

Mój zwierz duchowy to Serytian. Jest biały z czarnymi elementami. Co można o nim powiedzieć? Na pewno to, że jest młody: 75 lat. Jak na smoka to mało, bo w ludzkich latach ma 18, czyli jest niewiele ode mnie starszy. I jest bardzo miłym, uczynnym, choć fajtłapowatym smokiem. Ale to tylko pozór, jak się wkurzy, albo na czymś mu zależy to stado słoni go nie powstrzyma!



Drugi gad ze mną mieszkający to Tiaton. Jest wielkim, fioletowo-purpurowym smokiem, również z czarnymi elementami. Ten to jest duuużo starszy niż Serytian - ma równo 5000 lat! Należy do Rady Duchowej - organu składającego się z najstarszych zwierząt duchowych, decydującego o tym, kto zostanie zwierzęciem duchowym i kogo. Tylko, że zanim ktoś stanie się ZD, to musi odpowiednio dużo lat przeżyć. A czemu Serytian ma tyle lat, a jest ZD, to później. Tiaton jest jednym z najmądrzejszych istot w kosmosie: zna całą historię jak własne szpony. I właśnie on jest narratorem większości opowiadań.


Saphira to niebieska smoczyca. Nie mylić z tą smoczycą!


Jak to sama zainteresowana mówiła o swojej podobiźnie z tego filmu:
,,Ktoś chyba powiedział jakiś słaby żart! Jestem niebieska i mam skrzydła z takimi jakby piórami, ale mam inną głowę! Z grzywą! I jakbym miała na to wpływ, to nigdy nie wyklułabym się dla jakiegoś słabego wieśniaka, który nie umie czytać! Nie mówiąc już o służeniu mu, czy pozwoleniu mu dosiąść mojego grzbietu! I czy ja ich zdaniem nie umiem ponieść trzech ludzi?! Jaja se ze mnie robią?!''
Tak więc Saphira jest raczej dumnym i nieco butnym smokiem. Srogim i surowym, to na pewno, ale jak się z nią zaprzyjaźnisz, to jest bardzo miła i łagodna. Ma 3000 lat. I choć tego nie przyzna otwarcie, to flirtuje z Tiatonem. Ale nic jej nie mówcie! Saphira jest silniejsza niż Serytian, więc jak się o tym dowie to rozerwie mnie na strzępy i Serek mi nie pomoże!

Ok, to tyle słowa wstępu. A więc teraz opowiadania. Będą ich 2. Łapcie kapcie i kakao, długie jak cholera to jest! Miłego czytania! W końcu trzeba w narodzie rozwijać ideę czytania!

,,Niekontrolowane Skażenie''


Jak opowiadał Tiaton, w historii smoków zdarzyło się coś, co smoki nazywają ,,Niekontrolowanym skażeniem''.
Jak wiadomo, zostały stworzone przez istoty, które określają się jako ,,Formy Zero'', a przez wszystkie rozumne istoty - ,,arcysmokami'',
gdyż przyjmuje się, że te istoty stworzyły na swoje podobieństwo właśnie znane wszystkim smoki, z tym, że smoki nie są tak doskonałe.
I nic nie byłoby niezwykłego w tym, w końcu według podań ludzkich ludzie też zostali stworzeni na podobieństwo ich Boga. Ale problem u smoków był taki,
że miały pewien wadliwy gen stworzony przez Formy Zero, żeby przetestować, czy ich stworzenia dadzą radę bez ich pomocy sobie poradzić z tym genem i
tym samym poradzić sobie z wszelkimi przeciwnościami kosmosu i innych wymiarów. Gen ten powodował wielką niepłodność u smoków. Skala tego była na tyle
wielka, że na 1000 smoczych jaj, tylko z 15 wykluwały się młode. A były to czasy, gdy smoki
nie były jeszcze tak potężne, nie były nieśmiertelne, żyły tylko 20 wieków. W dodatku, istniały potężniejsze istoty, dla których zabicie smoka nie było
problemem.
Mijały długie lata, smoki próbowały zwalczyć gen, ale były za słabe, nie były wystarczająco mądre by go pokonać. Kolejne pokolenia zaczęły wymierać,
nadzieja powoli zamierała, aż pewna grupa smoków wpadła na nieco szalony pomysł. Szukając leku, odkryły, że gen wprawdzie powoduje częściową
niepłodność, ale TYLKO w kontaktach ze smokami. Odkryły jeszcze jeden gen: powodujący, że smoki mogą się krzyżować z, właściwie każdym ssakiem i mogą
mieć z nimi potomstwo. Pomysł na ratowanie gatunku w ten sposób wydawał się innym szalony. Raz, co mogłoby powstać z takich krzyżówek? Dwa, smoki były
słabe. Ale nie miały za bardzo innego wyjścia, więc musiały spróbować.
Pomysł był szalony, ale smoki zaczęły się krzyżować z innymi gatunkami i z czasem było tych ,,nowych'' smoków bardzo dużo. Więcej niż samych
pełnokrwistych smoków. Powstawały bardzo dziwne mieszańce, konie ze smoczymi skrzydłami, polującymi na inne zwierzęta, gryfy z łuskami zamiast piór i
ze smoczymi skrzydłami, krokodyle umiejące latać i ziejące ogniem, smoki z grzywą zamiast rogów, itp.
Wydawało się, że jest w porządku, że wykiwali
gen, ale po jakimś czasie, liczba mieszańców stała się zbyt duża. Na 1000 smokopodobnych było tylko 2 prawdziwych smoków. Żeby jeszcze było gorzej,
mieszańce zaczęły wysnuwać żądania do smoków, że skoro są z ich krwi i mieszkają na ich ziemi, to powinny dać im więcej praw i traktować ich na równi.
Na równi, czyli lepiej od nich, bo większość ma prawo. Prawdziwych smoków została praktycznie tylko garstka. W końcu zrozumiały, że tamten sposób na
wyleczenie genu był zły, że jeszcze bardziej pogorszyło sytuację, bo wiele smoków wymarło i zostało ich niewiele. Coś jednak trzeba było zrobić,
mieszańców coraz więcej, prawdziwych smoków niewiele, wprawdzie nieco więcej przeżywało niż wtedy gdy zaczęto się krzyżować, ale jednak to dalej
stosunkowo mało. Wten, jeden ze smoków - Alsartion, wystąpił i powiedział to, czego obawiali się inni.
- Żeby wygrać to, musimy się ich pozbyć. Wszystkich tych mieszańców. Inaczej oni nas wchłoną i już nic nie zostanie z naszego gatunku.
Zgodzili się. Prawie wszyscy. Prawie, bo jednak niektórzy mieli sentymenty z powodu, że to ich rodzina. Daleka, chcąca ich zniszczyć, ale jednak rodzina. I tak zaczęło się: smoki stanęły do walki z mieszańcami, kto tylko mógł, tępił je. Ale one również walczyły. Straty po obu stronach były
olbrzymie, ale w końcu, po długich, kilkusetletnich walkach smoki zabiły lub przepędziły wszystkie mieszańce w nieznane strony. To była ciężka walka, nie tylko dlatego, że przeciwnika było dużo więcej, ale również dlatego, że część smoków czuła, że właśnie niszczy jedyną szansę na ratunek ich rasy.
O dziwo, smoki przetrwały to. W tym czasie znacznie się rozwinęły, gdyż musiały poradzić sobie z nieraz silniejszymi mieszańcami, podebrać im zdobycz, zdobyć terytorium. I pomału zaczęły przezwyciężać gen. Aż w końcu, smoczy... naukowcy - jak to można przetłumaczyć ze smoczego języka - odkryli sposób na pozbycie się genu - mechanicznie go usunąć, co wiązałoby się z terapią genową, również długotrwałą i bolesną, ale skuteczną. Kiedy smoki w ten sposób się ,,wyleczyły'' to zwolennicy Asartiona byli za tym, żeby w ten sposób usunąć gen, powodujący rozmnażanie z innymi gatunkami. Przeciwnicy tego pomysłu wywalczyli jednak, żeby genu nie usunąć, a zmodyfikować tak, żeby tylko z gadami takimi jak wiwerny, hydry, krokodyle, czy węże móc się rozmnażać.
Mimo to, smoki nie rozmnażały się z innymi gadami ze strachu aż sytuacja się powtórzy. Dopiero gdy urodził się Tiaton, to wtedy smoki nieśmiało zaczęły się rozmnażać z innymi gadami. Od czasu Niekontrolowanego Skażenia minęło prawie 10 miliardów lat, a Tiaton przyszedł na świat zaledwie 5 000 lat temu. Więc smoki przez tyle czasu bały się krzyżować z innymi. Przez prawie 10 miliardów lat bały się, że sytuacja się powtórzy. To znaczy, według Tiatona to niemożliwe, żeby przez
tyle lat się absolutnie w ogóle nie krzyżowały, więc pewnie się krzyżowały, ale to ukrywały. Przez te 5 tys. lat wiele smoków miało krewnych nie-smoków. Bądź co bądź, smoki jednak mają fioła na punkcie czystości krwi. Traumatyczne wydarzenie spowodowało, że smocze rody podzieliły się na 3 obozy:

- Pierwszy stanowiły smoki, które nie miały nic przeciwko takim krzyżówkom. Po pierwsze, uważały, że i tak krzyżują się z członkami rodziny gadów, a od tamtego czasu się wiele nauczyły i nie powtórzą błędu. Wiele z nich również mają nie-smoki w rodzinie. Jest to stosunkowo mały obóz. Należy do niego Serytian, który jest przykładem smoka, który ma za prapraprababkę smoczą wiwernę - smoka, którego jeden z rodziców był wiwerną.

- Drugi stanowiły smoki, które wprawdzie nie pochwalały krzyżowania się, ale tolerowały smoki, które mają mieszańca w rodzinie, pod warunkiem, że jest
to jeden z dalekich dziadków. Bliższe pokolenia nie wchodziły w grę i są potępiane  i w miarę odizolowane od innych przez nie. Jest to najliczniejszy obóz, do którego należą Saphira i Tiaton.

- Trzeci i ostatni obóz stanowią najsurowsze i najbardziej nietolerancyjne smoki jakie istnieją. Nie tolerują żadnego odbiegu od krwi, nawet najmniejszego. Jeśli jakiś smok ma choćby 1 promil innej krwi niż smoczej jest w najlepszym wypadku wyrzucany z domu, tam, gdzie nie ma żadnej istoty żywej. Normalnie to smoki takie są bezlitośnie mordowane, jako zagrożenie gatunku. Swoje potomstwo wychowują jedynie w czystości krwi i od małego wpajają im, że ten, kto nie ma czystej krwi jest wrogiem. Należał do niego właśnie m:in Alsartion, Oberon, czy Almanegra. Stanowią w miarę liczną grupę.

W normalnych warunkach zapewne ktoś powie, ale jakim cudem one się nie mordują? Pacyfiści (jak inne gatunki nazwały I obóz) nie walczą z mieszańcami,
Niezdecydowani ( II obóz) z jednej strony chcą zniszczyć mieszańce, ale je tolerują, a Naziści (jak to ludzie nazwali III obóz) najchętniej zniszczyliby wszystkich, którzy nie są po ich stronie. Prawda, ale jedyne spoiwo jakie ich trzyma to fakt iż nastały podejrzane czasy i lepiej trzymać gatunek w całości. Dlatego każdy obóz ma swoich 9 przedstawicieli, którzy razem stanowią Zgromadzenie Neutralne. Inna sprawa, że mimo tego, niektóre smoki i tak się nawzajem unicestwiają...

,,Tajemnica Saphiry i Tiatona''

- A więc, Tiatonie, opowiadałeś już o tym jak podzielone są smoki. A jakoś tak... dokładniej? Jakie macie struktury i tym podobne? - Chciałam jakoś zobrazować o co chodzi.
- Hmm... - Wielki smok się zamyślił - Wiem o co ci chodzi. Niech będzie. Tylko przygotuj się, bo długo to będzie się opowiadać. Saphira, chodź. Jakby co dodasz coś od siebie.
- Idę.
Tiaton podchodzi do okna i podziwia nocne miasto. Po chwili bierze głębszy oddech. Domyślam, że to dlatego, iż ciężko mu zacząć opowieść. Ale czemu? Czy coś osobistego spotkało go w tych strukturach? Nie wiem...
- A więc, zacznę od obozu pierwszego. Jak wiesz, Serytian do niego należy...
- Co? Będziesz mi to znowu wypominał?
-Nie! Daj mi skończyć! Obóz pierwszy to wręcz jedna, wielka rodzina, wszyscy o siebie dbają, bla, bla... Tylko, że nie przyznają otwarcie tego, że mają tam szpiegów z obozu trzeciego i, że nie wszystko wygląda tak różowo jak na pierwszy rzut oka. Są w pewien sposób podzieleni. W ich strukturach są dwie rady: Rada Apokrytów i Rada Beaorów.
- Apokryci to inaczej nazywane smoki czystej krwi, a Beorzy to smoki półkrwi.
-Beor? Brzmi nieco jak ,,niedźwiedź'' z ludzkich języków..
- Beor i Apokryt to byli bracia. Tylko, że przyrodni. Beor miał za matkę hydrę, a Apokryt smoczycę. Mieli wspólnego ojca. Jedyny problem był taki, iż kiedy żyli to nie było podziału na obozy. Ale nastąpił i musieli się rozstać. Nie chcieli tego i razem uciekli na tereny zamieszkałe dzisiaj przez mój obóz. Inne smoki ruszyły za nimi, ale nie mogły ich tknąć, gdyż tamte ziemie były niebezpieczne i wszędzie roiło się od różnych groźnych stworzeń, wygnanych przez smoki. Tylko jak miało się coś wspólnego z innym gatunkiem można było się z nimi dogadać i przejść dalej. Tak więc Apokryt i Beor uciekli i mogli żyć tam w spokoju. Przygotowali tam tereny do zamieszkania i wkrótce inni ,,Pacyfiści'' się tam spływali. Te dwie rady są pamiątką tego małego podziału - mruknął Serytian.
- Ale też są znakiem waszego podzielenia... - odparła Saphira - nie możecie się zjednoczyć i tak dzielicie się jak... jak...
- Stany Zjednoczone pod względem tolerancji rasowej? - podsunęłam myśl
- Dokładnie tak! - radośnie oznajmiła błękitnobrzywa
- Wiesz Saphira, dzięki komu mamy ogólnie taki podział?! - zdenerwował się Serytian - Gdyby nie...
-Serytian... do tego dojdziemy potem. - przerwał Tiaton
-Ale!
- POTEM!!!
- Och, no dobrze. - wyraźnie niezadowolony Serytian zwinął się w kłębek i udaje, że śpi
- A więc kontynuując: Obóz I jest podzielony wprawdzie, ale to nie taki podział jak myślisz: są podzieleni tylko po to, by odróżnić kto jest jakiej krwi...
- I tak wygląda to na lekki rasizm - stwierdziłam.
- Ej, wy, ludzie też mieliście coś takiego. Gettami to nazwaliście chyba... - zastanowił się Serytian
-Taaak, ale... to były strefy odizolowania żydów od świata. I tam można było ich zamordować za to, że nie podnieśli spadającego liścia...
- hmm... No to u nas jednak aż tak nie jest... - odparł nieco zawstydzony smok.
- Czy mogę kontynuować? -spytał nieco rozdrażniony tymi przerwami Tiaton.
-Tak, oczywiście. Wybacz za to ciągłe przerywanie - odparłam, widząc wkurzonego trzy-rogiego.
- A więc dalej, są podzieleni według krwi, ale to tylko podzielenie, żeby móc się rozróżnić. A tak traktują się normalnie, jak gdyby nic. I ZANIM SPYTASZ PO JAKĄ CHOLERĘ TO JEST, TO MNIE WYSŁUCHAJ!!! Rada Apokrytów zajmuje się kontaktami z innymi obozami, bo tak jest bezpieczniej niż, żeby Rada Beorów się tym zajmowała. Są służbą dyplomatyczną. A Rada Beorów właśnie zajmuje się innymi ważnymi sprawami. Na czele obozu stoi jeden z członków Rad, wybierany przez nich. I tak wygląda ich struktura.
- A pozostałe obozy? - spytałam.
-Nie ma co o nich mówić - mruknął Serytian.
- Jest, ale żeby zrozumieć coś, to zacznę dalej od obozu trzeciego.
-Czemu nie od drugiego? - spytałam ożywiona. Tiaton widocznie zmarkotniał na to pytanie. Serytian zwinął się bardziej w kłębek, ale baczniej wszystko obserwował, a Saphira schowała łeb za skrzydłem. Czemu tak zareagowali na moje pytanie?
- Od trzeciego zacznę. - odparł stary smok. - Obóz Trzeci, zwany przez was, ludzi, obozem nazistów jest najsurowszy ze wszystkich. Dobrze dobraliście nam nazwę potoczną...
- NAM!? - odparłam zaskoczona, na co Błękitna i Fioletowy zrobili spłoszone miny.
- Chciałem powiedzieć IM! - szybko odpowiedział zakłopotany. - Tylko się przejęzy...
- Daj spokój, staruszku - mruknął Serytian. - Powiedzcie jej. Zasługuje by wiedzieć kto z nią mieszka...
- O co tu chodzi? Saphira? Tiaton? - na moje pytanie oba gady widocznie zesmutniały. Nagle Tiaton powiedział:
- Dobrze, powiem. Ale najpierw wysłuchaj, bo to ważne. W Obozie Trzecim jedną z władz pełnią smoki zwane Egzekutorami lub też Żniwiarzami. Okrutne, bezlitosne, wszędzie gdzie się pojawią, tam jest też śmierć i cierpienie. I często wielu z nich nie patrzy na to, czemu przynoszą ciepienie, tylko patrzą jak wielkie to cierpienie jest. Krótko po podziałach i właściwie teraz też, egzekutorzy mieli wyszukiwać mieszańców w obozie, a czasem i poza nim, i ich unicestwiać. Zajmowali się też mniejszymi sprawami, ale to była działki mniej ważnych. Tam gdzie pojawiał się jakiś ważny Żniwiarz, tam już nie było miejsca na negocjacje i poddanie się. No i...
- Najgorszym z Egzekutorów była Almanegra - przerwała Saphira. - Na co zresztą wskazuje jej imię. Po waszemu znaczy: ,,Pożeracz Dusz''...
- Tak. - kontynuował Tiaton - Ona, jako jeden z niewielu smoków ma tytuł Wielkiego Arcyegzekutora. To oznacza, że może zastępować  Żeronima - przywódcę trzeciego obozu. Wielcy Arcyegzekutorzy zawsze mogli wprawdzie zastąpić Żeronimów, ale póki co, jeszcze żaden nie miał takiej ambicji by realnie to zrobić. A Almanegra niestety ma.
- Czemu więc, nie wiem, nie weźmie udziału w wyborach...? - spytałam.
- Żeronimów się nie wybiera. Znaczy, nie przez  normalne smoki. Wybierają ich starsi egzekutorzy.
Kiedy jeden umiera, następnego dnia jest pogrzeb, kolejnego posiedzienie na którym wybiorą kolejnego, a trzeciego dnia święto z okazji wybrania nowego przywódcy. - odpowiedziała Saphira.
- Tak. Wszystko fajnie, ale może przejdziecie do rzeczy? - wręcz zażądał poirytowany Serytian. Kątem oka dostrzegłam, że wylizywał sobie tylną łapę. Wyglądała... dziwnie. Doszło do mnie w tej chwili, że Serytian zawsze to miejsce na łapie czymś przykrywał i tak nigdy nie widziałam tej łapy.
- Zmierzam do tego, młody - odparł trzy-rogi. - Znamy z Saphirą Almanegrę bardzo dobrze. Jest bezlitosną morderczynią. bez cienia wątpliwości zabiłaby całe rasy, jeśli kwestionowałyby jej władzę. Zawsze była taka. Śmierć i cierpienie było jej miłe, a doprowadzanie ofiar do szaleństwa wręcz narkotykiem. Skazała na śmierć wiele z mieszańców, ale najgorsze chyba jest to, że...
- ... Tiaton? Ale... skąd wy to wszystko o niej? Czy...
- Ech, no dobrze. Olu... Ja i Saphira byliśmy w trzecim obozie. Byliśmy jej pomocnikami...
- POMAGALIŚCIE JEJ MORDOWAĆ SMOKI!? - wykrzyknęłam zszokowana
- Tak, ale nie mieliśmy innego wyjścia... Ta diablica sama wybiera sobie pomocników. A jak się nie zgodzisz, to każe cię zabić, a wcześniej zabić pół twojej rodziny...
- ale jak to? Mówiliście, że nie da się opuścić trzeciego obozu...
-... nie dało się. Aż do pewnego momentu. Widzisz, kiedyś była pewna sprawa. Pewien smok podejrzany o bycie mieszańcem i w dodatku o zamordowanie rodziny jednego z egzekutorów... Almanegra wzięła osobiście udział w tej sprawie. A my razem z nią... poza naszą dwójką była jeszcze jedna smoczyca, Valerie... - nie wiedząc czemu, Serytian wzdrygnął się na jej imię. - patrzyliśmy jak Almanegra torturując doprowadza do szaleństwa tamtego smoka. Podawaliśmy jej kolejne narzędzia, zapisywaliśmy jego zeznania. Twierdził, że nic nie wie, w jego oczach było widać bezgraniczne przerażenie. Ale wierzyliśmy, że jest winny, tylko nie chce się do tego przyznać. Że Almanegra nie torturowałaby niewinnego.
- Tak myśleliśmy. Z każdym rykiem tego smoka, na twarzy tej morderczyni malował się coraz większy uśmiech. A na naszych coraz większy strach. - rzekła Saphira.
- w końcu powiedział co chciała. Skazano go na śmierć. Chociaż tak naprawdę był już skazany na śmierć z chwilą, gdy zawołali do sprawy Almangrę. Potem długo nie dawało nam to spokoju. W dodatku egzekutorzy sprawdzali raz jeszcze, czy wśród smoków jednak nie ma mieszańca. Sprawdzali po spisach DNA. Bo tamten zabity, był uważany za pełnokrwistego, jego rodzina też, więc wszyscy się zdziwili, czemu przegapiono to, że był mieszańcem.
- Egzekutor An-Dar, ten któremu zabito rodzinę żądał tych badań. Zaniepokoiło to nas i zainteresowaliśmy się tym. Znaleźliśmy wyniki. Ten przesłuchiwany... był pełnokrwisty. Almanegra wiedziała to od samego początku, ale i tak go torturowała, i tak skazała go na śmierć. Bo uwielbia zadawać cierpienie. Zabiła niewinnego smoka, lojalnego obywatela naszego obozu. Mało tego, kazała wybić ostatnie 2 pokolenia jego rodziny, że niby od tamtego pokolenia zaczął się ,,brud krwi''. Byliśmy w szoku. Valerie stwierdziła, że nie zostanie tam dłużej. Że jeśli Almanegra dobierze się do szukania mieszańców, to ją zabiją. Wiele razy nie zgadzała się z zaleceniami tego potwora, ale póki co się jej upiekło, bo jej matka była szanowaną przedstawicielką władzy Repartriachów. Chciała uciec, bo przez przypadek odkryła, że jest półkrwi... Valerie to w połowie wąż. Jej ojciec poznał jej matkę jak miała 2 lata i zajął się nimi. Oboje ukryli to bardzo dobrze. Gdyby nie przypadek, nie dowiedziałaby się o tym... tak więc uciekła. Po cichu, nikt nie wiedział o tym, że uciekła. Stwierdziliśmy oboje, że jeśli Valerie jest półkrwi, a wszyscy myśleli, że pełnokrwista, to zaraz znajdą i u nas coś podejrzanego. Nie czekając długo również chcieliśmy uciec, ale po ucieczce Valerie zamknęli granice i nie można było opuścić terenu obozu. Czas gonił, nie wiedzieliśmy co zrobić. Ale okazja nadarzyła się niespodziewanie, bo Almanegra chciała wyruszyć na granice obozu zbadać tajemniczego smoka, który się tam pojawiał... - rozwinęła Saphira. - Wyruszyliśmy jako ochotnicy z nią. Wiedzieliśmy, że ryzyko było wielkie jak diabli, ale nie mieliśmy wyjścia. Jeśli tamta by wyczuła nasze zamiary...
- ale nie wyczuła - przerwał Tiaton. - szukaliśmy go i zobaczyliśmy w oddali. W tym czasie wylądowała z powietrza Almanegra, ale zaplątała się w drzewa Zin-Zoa. Kazała nam go gonić. A więc rzuciliśmy się w pogoń w czasie jak tamtą próbowali rozplątać inni łowczy. Chcieliśmy przebiec za granicę, ale cały czas mieliśmy wrażenie, że patrzą się na nas. Nie mogliśmy smoka dogonić, był za szybki. Ale nagle Saphira potknęła się i uruchomiła pułapkę jaką ktoś zastawił. Pułapka wystrzliła w łapę tamtego, po czym spadł z donośnym hukiem. Ryczał z bólu, prosił żebyśmy go puścili. Ale nagle przyleciała Almanegra...
- i z głośnym śmiechem pochwaliła Saphirę za trafienie tego ,,odmieńca''! - wykrzyknął całkiem obudzony Serytian. Już nie lizał łapy. Odkrył ją całą i pokazał - oto co mam z tamtego czasu! Co zrobiła wiecznie mądra Saphira! - wykrzyknął podchodząc groźnie do Saphiry, na co ona zaczęła się kulić.
- Serytian! Ale jestem pewna, że nie chciała! - próbowałam uspokoić sytuację.
- Pewnie, nie chciała! Ale przez nią ten potwór prawie mnie dorwał! Nie czekając na powrót do miasta, zaczęła łamać mi wszystkie kości, śmiejąc się, że wybrałem złe miejsce na szukanie guza! - Serytian aż trząsł się z nerwów - A potem nie wiadomo skąd wzięła się Valerie, Naratrun i Persival! Persival i Naratrun zaatakowali ją i łowczych, dzięki czemu dali nam czas na ucieczkę. Uciekliśmy, sam nie wiem jak daleko, ale nie zatrzymaliśmy się, póki nie dostaliśmy się na Wielkie Fiordy. Tam czekaliśmy na Naratruna i Persivala. Naratrun wrócił cały, ale Persival... oderwali mu żywcem dwie łapy i pół skrzydła. Naratrun go doniósł na własnym grzbiecie. Razem trafiliśmy do jakiegoś normalnego miasta i tam mu pomogli. Ale będzie kaleką. I jest nią. A Almanegra od tamtego czasu już zawsze na mnie będzie polować. Ona pamięta wszystkie swoje ofiary. - smok był wyraźnie wkurzony.
- Serytian... nie chciałam by tak wyszło. - zaczęła przepraszać Saphira - mówiłam ci to już tysiące razy. Nie miałam wyboru! Ale przecież... wszyscy żyją.
- Tylko jak? - odparł Biały
- Nie kłóćcie się - poprosił Tiaton - i tak nasza rasa jest wystarczająco podzielona. Tak więc, rozstaliśmy się tam, czasem widywaliśmy się nawet. Ja i Saphira przeszliśmy do drugiego obozu, a Valerie do pierwszego. I od tamtego czasu musimy uważać na każdego smoka jakiego spotkamy.
- I taka jest historia struktur smoczych władz - rzekła Saphira - brutalna i nieciekawa.
- Zaraz, zaraz. A co z drugim obozem? Jak jest u nich? - szybko spytałam.
- Powiedziałam: brutalnie i nieciekawie.


To tyle! Jak ktoś to przeczytał to łoł. Normalnie cholernie dużo tego! Ale nie mam siły już na nic innego. Nika napisze za tydzień! Przynajmniej tak mówiła.
PAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!